Pracownicze Plany Kapitałowe - zyskają przyszli emeryci, giełda i gospodarka
Co najmniej o 10 do 15 pkt. procentowych podniesie się przyszła emerytura dzisiejszych 25-latków w relacji do ich ostatnich wynagrodzeń, w efekcie wprowadzenia Pracowniczych Planów Kapitałowych – ocenia firma doradcza PwC. Pracodawcy odniosą raczej pośrednie korzyści, ale zyska giełda i gospodarka.
Stworzenie Pracowniczych Planów Kapitałowych (PPK) to kluczowy element proponowanej przez Ministerstwo Rozwoju reformy systemu emerytalnego, zakładającej m.in. przekształcenie i częściową prywatyzację dzisiejszego systemu OFE. Na indywidualne plany kapitałowe mają składać się dobrowolne wpłaty pracowników oraz dodatkowe wpłaty od pracodawców dla oszczędzających w tym systemie. Zarządzać środkami mają prywatne fundusze.
Nowe rozwiązania nie zostały jeszcze zatwierdzone przez rząd, ani nie trafiły do Sejmu. Póki nie są znane wszystkie szczegóły reformy wzorowanej na rozwiązaniach anglosaskich trudno dokładnie mówić o jej ewentualnych kosztach i korzyściach. Pewną wskazówką są szacunki przedstawione przez firmę doradczą PwC.
W najbardziej optymistycznym z punktu widzenia przyszłych emerytów wariancie reformy PPK miałyby gromadzić składki na poziomie 7 proc. wynagrodzenia (od pracowników i od pracodawców, po części jako dodatkowy wkład dobrowolny). Przy bardziej konserwatywnym założeniu PPK zbierałyby po 2 proc. wpłat od pracowników i pracodawców. Nawet w tym wariancie tzw. stopa zastąpienia, czyli wysokość przyszłej emerytury w relacji do ostatniego wynagrodzenia za pracę dzisiejszego 25-latka, zarabiającego aktualnie 4 tys., złotych, wzrośnie z 41,5 proc. do 55,7 proc. W przypadku kobiety w tym samym wieku stopa ta wzrośnie z 30,4 proc. do 40,9 proc. Przy 7-proc. wpłatach (dodatkowe dobrowolne wpłaty od pracowników i pracodawców) stopa zastąpienia wzrośnie do 66,3 proc. w przypadku mężczyzn i do 48,7 proc. w przypadku kobiet. Szacunki te uwzględniają już obniżenie wieku emerytalnego jesienią tego roku.
Tajemnica tak okazałego wzrostu wynika z planowanego przyjęcia zasady opt-out, czyli domniemania chęci uczestnictwa, z prawem do rezygnacji. Praktyka wielu krajów dowodzi, że regułą jest w takiej sytuacji decyzja o pozostaniu w systemie.
– Liczymy, że w perspektywie 5 lat około 80 proc. pracowników nie skorzysta z opcji wyjścia z nowego systemu – takie oczekiwania przedstawił wiceminister rozwoju Witold Słowik.
Gromadzone przez PPK fundusze powinny niejako wymusić podniesienie bardzo niskiej w przypadku Polski stopy oszczędności. W latach 2010 – 2016 kształtowała się ona na poziomie zaledwie 17,9 proc. – o wiele niższym niż w innych krajach naszego regionu. Przykładowo w Estonii jest to 25,7 proc., a w Czechach 25,5 proc. A od wyższej stopy oszczędzania już tylko krok do wyższej stopy inwestowania.
Ministerstwo Rozwoju liczy, że dzięki PPK stopa inwestycji wzrośnie docelowo z obecnych ok. 19 proc. do 25 proc. Będzie to możliwe dzięki temu, że systematycznie zwiększane środki PPK staną się nowym długoterminowym kapitałem obecnym na warszawskiej giełdzie. Nowy kapitał będzie źródłem przyspieszenia wzrostu gospodarczego. PwC szacuje skalę tego przyspieszenia na 0,19 – 0,32 proc. produktu krajowego rocznie.
– Może się wydawać, że to niewiele – ocenia Mateusz Walewski, ekonomista PwC – ale w perspektywie kilkudziesięciu lat, a o takiej trzeba myśleć w przypadku reform emerytalnych, złoży się to na znaczące ekonomiczne przyspieszenie, zbudowane na podstawie rodzimego kapitału.
Oprócz korzyści będą także koszty zmian systemowych, wynikające m.in. z likwidacji wpływów do ZUS z tzw. suwaka przedemerytalnego (chodzi o przesunięcia środków z OFE osób zbliżających się do emerytury), zaangażowania fiskalnego państwa na rzecz PPK (w postaci ulg, kwot powitalnych i in.). PwC szacuje, że koszty wyniosą 0,63 proc. przyszłorocznych przychodów do budżetu.
Generalnie, korzyści z reformy będą po stronie przyszłych emerytów, giełdy i gospodarki. Inny punkt widzenia mogą mieć pracodawcy, a także związki zawodowe. Ci pierwsi będą odbierać swoje wpłaty do PPK jako wzrost kosztów, ale być może potrafią to zdyskontować jako element zwiększania lojalności pracowników w sytuacji gdy rynek pracy coraz szybciej przekształca się w rynek pracownika. Związki zawodowe z kolei mogą przedkładać w negocjacjach bieżący wzrost wynagrodzeń nad przyszłe długoterminowe oszczędności.
Z przeprowadzonych w ubiegłym roku badań opinii publicznej wynika, że ponad połowa Polaków gotowa byłaby oszczędzać o ile do tego oszczędzania ktoś się dołoży – państwo albo pracodawca. Wszystko wskazuje na to, że będzie okazja by to sprawdzić.