Boom kredytów konsumpcyjnych nadchodzi, rośnie ryzyko i ich koszty
Popyt na kredyty konsumpcyjne rośnie i banki zaczynają udzielać ich pełną parą. Mimo wzrostu zdolności kredytowej konsumentów ryzyko tych kredytów się zwiększa. Rosną też ich koszty, które ujawnią się w pełni, gdy zaczną rosnąć stopy procentowe.
Banki postawiły już dawno na sprzedaż kredytów konsumpcyjnych, bo popyt na kredyty ze strony przedsiębiorstw był przez ostatnie lata niewielki. Ostatnio zaczęły też dostrzegać ryzyko związane z kredytami mieszkaniowymi na zmienną stopę procentową. Nie bez znaczenia jest też to, że kredyty konsumpcyjne charakteryzują się najwyższymi marżami.
Banki wyczekiwały konsumpcyjnego eldorado już od 2013 roku, kiedy to wzrost gospodarki przyspieszył, sytuacja na rynku pracy zaczęła się poprawiać, a stopa bezrobocia – spadać. Lata 2013 i 2014 przyniosły jednak rozczarowanie popytem na ten instrument fonansowy. Sytuacja zmieniła się dopiero w 2015 roku, kiedy nastąpił nominalny przyrost stanu portfela kredytów konsumpcyjnych o 8,6 mld zł, czyli o 6,5 proc. w stosunku do roku poprzedniego. Sprzedaż nowych kredytów konsumpcyjnych w ujęciu wartościowym ustanowiła historyczny rekord. Banki udzieliły 9,8 mln kredytów o łącznej wartości 78,6 mld zł, a więc wyższej niż w 2008 roku.
W 2016 roku rekord zostanie wyraźnie pobity. Trwająca już trzeci rok poprawa sytuacji gospodarczej zachęciła gospodarstwa domowe do lewarowania konsumpcji kredytem. Równocześnie program 500+ powiększył zdolność kredytową znacznej części gospodarstw domowych. Zamrożone na osiem lat konsumenckie potrzeby zaczynają ponownie dawać znać o sobie w coraz szerszej skali.
Wysoka rentowność
Według danych Komisji Nadzoru Finansowego (KNF) w ciągu trzech kwartałów 2016 roku nominalny stan bilansowy kredytów konsumpcyjnych zwiększył się o 8,2 mld zł, czyli o 5,9 proc., a rok do roku wzrósł o 7,7 proc. To znaczy, że przyrost akcji kredytowej w tym segmencie był o ponad 40 proc. wyższy niż w analogicznym okresie 2015 roku.
Ostatnie dane NBP pokazują wzrost stanu kredytów konsumpcyjnych w ujęciu rok do roku o 7,4 proc. na koniec listopada 2016 r. To potwierdza, że nastąpił przełom. Rynek tych kredytów osiągnął dawno oczekiwaną przez banki trwałą dynamikę powyżej 7 proc. rocznie, ponad dwukrotnie wyższą niż wzrost PKB. Jeśli nie dojdzie do zmiany bilansu czynników mających wpływ na ukształtowany trend (a na razie takich zmian nie widać), może to oznaczać, że sektor bankowy znalazł się u progu boomu nie notowanego od przedkryzysowych czasów.
– Jest rewelacyjny – odpowiada prezes jednego z największych polskich banków na pytanie Obserwatora Finansowego, czy trend wzrostu sprzedaży kredytów konsumpcyjnych się utrzymuje.
Przypomnijmy, że w planach finansowych na 2016 rok banki prognozowały przyrost kredytów konsumpcyjnych o 8,6 proc. Po raz pierwszy od lat będą bliskie zrealizowania dotąd zawsze nadmiernie optymistycznych przewidywań.
Ponieważ akwizycję kredytów konsumpcyjnych równocześnie rozpoczęły wszystkie banki – i duże, i małe – zaczęły działać mechanizmy konkurencji.
– Oprocentowanie kredytów konsumpcyjnych zmniejszyło się z 9,5 proc. na koniec 2014 roku do 8,1 proc. na koniec I półrocza ubiegłego roku. Rzeczywista roczna stopa oprocentowania (RRSO) obniżyła się w tym okresie z 16,8 proc. do 14,9 proc., a efektywne oprocentowanie z 13,8 proc. do 10,5 proc. Zmniejszyła się też ich rentowność. Skorygowana marża odsetkowa netto spadła z 10,4 proc. w III kwartale 2014 roku do 7,6 proc. w III kwartale 2016 – mówiła podczas grudniowego Kongresu Consumer Finance Marta Penczar z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową.
Mimo spadku marży kredyty konsumpcyjne mają największy wpływ na poprawę wyniku odsetkowego banków, jaka następuje od połowy 2015 roku. Według danych KNF banki w ciągu trzech kwartałów zeszłego roku zwiększyły przychody odsetkowe o prawie 1,2 mld zł, czyli o 3 proc. rok do roku. Niemal połowę tego wzrostu – 502 mln zł – osiągnęły właśnie dzięki kredytom konsumpcyjnym.
Przy stabilizacji stóp procentowych kredyty konsumpcyjne będą prawdopodobnie przez kilka następnych kwartałów odpowiedzialne za dalszą poprawę wyników odsetkowych banków, a prowizje od nich będą ratować przed załamaniem wyniki prowizyjne. Utrzyma się natomiast presja na marże. Głównymi czynnikami tej presji będą konkurencja oraz obciążenie odpisami. Według wyliczeń Marty Penczar do końca II półrocza 2016 roku koszt ryzyka na tych kredytach lekko rósł przez trzy kwartały z rzędu, do 170 punktów bazowych. Najnowsze dane pokazują, że w II połowie zeszłego roku wyraźnie przyspieszył.
Rosnący koszt ryzyka
Silny wzrost kredytów konsumpcyjnych zaczął odbywać się kosztem ich jakości. W ciągu trzech kwartałów w portfelach banków przybyło 900 mln zł kredytów zagrożonych, a byłoby ich znacznie więcej, gdyby nie sprzedaż portfeli z utratą wartości firmom windykacyjnym.
Te 900 mln zł oznacza wzrost o 5,4 proc., największy we wszystkich wyróżnianych przez KNF kategoriach kredytów. Złe kredyty konsumpcyjne stanowią (po przejściowym spadku) ponownie 12 proc. w portfelach banków i wyprzedziły już kredyty dla małych i średnich firm, które do końca 2015 roku miały najwyższy wskaźnik NPL.
Według danych NBP od listopada 2015 roku do listopada 2016 roku wartość bilansowa kredytów konsumpcyjnych wzrosła o 9,3 mld zł, czyli o 7,4 proc. Wartość kredytów konsumpcyjnych z utratą wartości w tym okresie zwiększyła się o 1,14 mld zł, co daje także 7,4 proc. Z kolei według danych KNF na koniec III kwartału wartość konsumpcyjnych kredytów zagrożonych wzrosła rok do roku o 7,2 proc. A to oznacza, że tempo pogarszania się portfela, które przez cały 2015 rok i pierwszą połowę 2016 roku było wolniejsze od akcji kredytowej, zaczęło się z nią zrównywać.
Pogorszenie jakości widać także po wielkości odpisów tworzonych przez banki. O ile w całym 2015 roku utworzyły one o 237 mln zł więcej odpisów i rezerw na kredyty konsumpcyjne niż rok wcześniej (co już oznaczało poważny wzrost o 11,8 proc.), o tyle po zaledwie po trzech kwartałach 2016 roku było to niemal dwa razy tyle, bo 417 mln zł. To już był skokowy wzrost – o 27 proc. Kredyty konsumpcyjne po trzech kwartałach odpowiadały za ponad połowę wzrostu całego ujemnego salda odpisów i rezerw w sektorze.
Pytanie, czy taka dynamika jest groźna. Może ona oznaczać, że banki przeszacowały zdolność kredytową wielu konsumentów, pomimo jej wzrostu za sprawą programu 500+, stabilnego środowiska ekstremalnie niskich stóp procentowych, poprawy na rynku pracy oraz wzrostu wynagrodzeń. Na razie nic nie wskazuje na to, żeby miały szybko dokonać korekty. Tym bardziej że same robią coraz więcej miejsca firmom pożyczkowym, z którymi jednocześnie muszą konkurować.
Kiedy banki najbardziej ryzykują
Jakie są powody narastania ryzyka i pogarszania się jakości portfeli? Banki stopniowo przesuwają strukturę finansowania konsumentów ku coraz wyższym kwotom. Jak pokazują analizy Biura Informacji Kredytowej (BIK) ryzyko rozkłada się tak, że im wyższa kwota kredytu, tym jest ono większe.
Według badań BIK nowa sprzedaż kredytów do 4 tys. zł stanowiła w ciągu pierwszych dziesięciu miesięcy 2016 roku zaledwie 9,4 proc. całkowitej wartości, natomiast kredytów na ponad 100 tys. zł – aż 17,5 proc. Co więcej, o ile liczba kredytów do 4 tys. zł spadła w tym okresie w ujęciu rok do roku o 2,6 proc., tych na 4-15 tys. zł spadła o 3,8 proc., a o 2,2 proc. kredytów na 15-50 tys. zł, o tyle znacząco wzrosła liczba kredytów konsumpcyjnych na wysokie kwoty. Tych na 100-200 tys. zł zwiększyła się aż o 12 proc., a tych przekraczających 200 tys. zł – o 26,8 proc. Widać, że banki nie tylko wycofują się z kredytów na niższe kwoty, ale zdecydowanie forsują sprzedaż tych na kwoty najwyższe.
Tymczasem właśnie kredyty na najwyższe kwoty mają równocześnie najwyższą szkodowość. W 2014 roku konsumenci zadłużali się znacznie bardziej powściągliwie niż obecnie, a banki również bardziej powściągliwie udzielały finansowania. Spośród udzielonych wówczas kredytów w 2016 roku największy odsetek mających opóźnienia w spłacie powyżej 30 dni stanowiły te na kwoty powyżej 200 tys. Było to aż 13,2 proc., gdy – dla porównania – takie opóźnienia miało zaledwie 2,8 proc. kredytów na kwoty mniejsze niż 4 tys. zł.
Analiza BIK pokazuje też, że duży udział w wysokokwotowych kredytach konsumpcyjnych mają mikroprzedsiębiorcy finansujący w ten sposób zarówno konsumpcję, jak działalność gospodarczą. I w ich przypadku więcej niż co piąty kredyt na kwotę większą niż 200 tys. zł ma opóźnienia w spłacie. Przesuwając wolumeny kredytów ku coraz wyższym kwotom, banki kumulują coraz większe ryzyko. Niewykluczone, że banki nie tylko korzystają z rosnącej zdolności kredytowej konsumentów, ale – podobnie jak wykazała to KNF w przypadku kredytów hipotecznych – także zaniżają koszty utrzymania lub zawyżają ich zdolność kredytową.
Firmy pożyczkowe idą śladem banków
Przesuwając wolumeny sprzedaży kredytów ku coraz wyższym kwotom, banki robią tym samym coraz więcej miejsca firmom pożyczkowym, które stopniowo zajmują opuszczane przez nie terytoria. O ile jeszcze w I połowie 2015 roku wartość przeciętnej pożyczki wynosiła 1144 zł, o tyle w I połowie 2016 roku wzrosła o 26,7 proc., do 1449 zł – podaje Konferencja Przedsiębiorstw Finansowych. Jest to wciąż bez porównania mniej niż wysokość średniego kredytu konsumpcyjnego – 6,3 tys. zł w 2015 roku – ale dynamika wzrostu jest bardzo wysoka.
„To, co zniechęca banki, poprawia warunki prowadzenia biznesu dla firm pożyczkowych” – napisała KPF w raporcie na temat wyników tego sektora w I półroczu. Udział banków w całym portfelu kredytów i pożyczek konsumpcyjnych wynoszącym 142,6 mld zł stanowi 99 proc., a finansowanie udzielone przez firmy pożyczkowe – zaledwie 1 proc. Im niższe kwoty, tym udział tych drugich rośnie.
Analiza BIK pokazuje, że gdy wziąć pod uwagę kredyty konsumpcyjne i pożyczki do 4 tys. zł (łączna kwota takiego finansowania to 7,2 mld zł), udział firm pożyczkowych rośnie do 14 proc. W przypadku kredytów i pożyczek do 1 tys. zł, już niemal jedna czwarta ich całkowitej wartości przypada na firmy pożyczkowe.
Taka jest struktura portfela na koniec października 2016 roku. Ale wyraźne zmiany widać, gdy spojrzeć na nowe finansowanie, udzielone w okresie styczeń – październik 2016 roku. Banki udzieliły w tym czasie 95,9 proc. kredytów konsumpcyjnych, gdy firmy pożyczkowe – 4,1 proc., co oznacza ich czterokrotnie większy udziału w nowej sprzedaży niż w strukturze portfela. W kredytach konsumpcyjnych do 4 tys. zł po 10 miesiącach zeszłego roku firmy pożyczkowe miały już jedną czwartą udziału, a w kredytach do tysiąca zł – aż 40 proc.
Gdy kilka lat temu banki silnie zaangażowały się w projekty związane z aplikacjami mobilnymi, wydawało się, że kredyty na niskie kwoty, na przykład szybkie sfinansowanie zakupów w sklepie, będą ich tajną bronią w walce o zajęcie silniejszej pozycji na konsumenckim rynku. Nic takiego się jednak nie stało. Dlaczego?
– Systemy core’owe, informatyczne, stare platformy nie pozwalają na elastyczność. Dam konia z rzędem temu, kto mi powie, jak mam się tego pozbyć – mówi prezes Raiffeisen Polbank Piotr Czarnecki.
Firmy pożyczkowe opanowały rozwiązania technologiczne, zarówno jeśli chodzi o szybkość finansowania, jak i ocenę ryzyka, której niejednokrotnie brakuje bankom. Czy jednak te rozwiązania będą wystarczające, by sprostać wzrostowi popytu na coraz wyższe kwoty oraz atrakcyjności wyższych kwot dla grup przestępczych zajmujących się wyłudzeniami?
„Klienci chcą pożyczać coraz większe kwoty na coraz dłużej. Dużym firmom pożyczkowym jest dziś zdecydowanie bliżej do banków zajmujących się consumer finance niż do spółek, które oferują tzw. chwilówki. W naszym portfelu pożyczki ratalne stanowią ponad 70 proc. i ten udział będzie rósł” – mówił prezes Wonga w Polsce Marcin Borowiecki, cytowany w raporcie KPF.
Udzielenie kredytu ratalnego na rok na 5 tys. zł na pralkę, lodówkę, telewizor czy meble komuś, kogo miesięczne przepływy pieniężne zwiększyły się o 500 zł, to dla banku lub firmy pożyczkowej bardzo ograniczone ryzyko. W bankach w ciągu ostatnich dwóch lat najszybciej rosły właśnie kredyty ratalne, w tempie bliskim 10 proc. rocznie. Te kredyty mają zresztą relatywnie dobry profil ryzyka. W ich przypadku wskaźnik NPL wynosił 10,2 proc., podczas gdy we wszystkich konsumpcyjnych – 12 proc.
Kwoty pożyczek gotówkowych rosną, wraz z tym jak banki starają się udzielać coraz wyższych kredytów. Chwilówki znacznie przekraczają już 1000 zł, a to może stanowić wyzwanie dla zarządzania ryzykiem w firmach pożyczkowych.
Opłacalność kredytów czy pożyczek na niskie kwoty mogą jeszcze bardziej ograniczyć proponowane przez Ministerstwo Sprawiedliwości zmiany w ustawie o kredycie konsumenckim. Polegają na obniżeniu maksymalnych pozaodsetkowych kosztów kredytu z obecnych 25 proc. do 10 proc. oraz pozostałych kosztów z obecnie obowiązującego pułapu 30 proc. w skali roku do 10 proc.
Takie ograniczenie mogłoby spowodować przesunięcie finansowania konsumentów ku jeszcze wyższym kwotom, zarówno w bankach, jak i w firmach pożyczkowych. A to oznaczałoby kumulację jeszcze większego ryzyka. Konsumenci, którzy zgłaszają popyt na niskie kwoty, zmuszeni byliby zwracać się do instytucji działających w szarej strefie, co pogłębiłoby obszary finansowego wykluczenia.