Lepiej nie drażnić wykluczonych przez globalizację
Społeczeństwa postkomunistyczne po przejściu przez transformację czeka mierzenie się z wyzwaniami niesionymi przez globalizację. Jakie wnioski można wyciągnąć z transformacji, żeby globalizacja dawała ekonomicznie i politycznie zrównoważone zyski – radzi EBOiR.
W krajach postkomunistycznych zaledwie część społeczeństw skorzystała z transformacji, mimo że od jej rozpoczęcia minęło ponad ćwierć wieku. Nakładają się teraz na to zmiany związane z globalizacją, w tym technologiczne, w których także uczestniczy jedynie część społeczeństw. Pogarsza to sytuację tych, którzy nie osiągają z tych zmian korzyści.
Przed politykami stoi wyzwanie – jak doprowadzić do inkluzji, czyli integracji grup, które nie stały się i nadal nie są beneficjentami przemian. Chodzi o ograniczenie nierówności dochodowych, nierówności szans ze względu na pochodzenie, rasę, miejsce urodzenia czy płeć oraz zmniejszenie różnic majątkowych. Trzeba podjąć przedsięwzięcia strukturalne włączające pozostających na marginesie – twierdzi Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju.
– Jeśli chcemy utrzymać gospodarkę rynkową, to musimy się na tym skupić – mówił podczas corocznej konferencji Narodowego Banku Polskiego „Central Europe’s Growth Perspectives in a New Normal Word” Hans Lankes, dyrektor zarządzający ds. strategii w EBOR.
Transformacja – i to we wszystkich postkomunistycznych państwach – przyniosła wielkie, choć niejednakowe sukcesy. Mimo że była dla społeczeństw szokiem – co potwierdzają także badania antropologiczne – spowodowała nie tylko przejście do gospodarki rynkowej, ale również zlikwidowała olbrzymie obszary ubóstwa. Przeciętny poziom dochodów w regionie wynosił w 1989 roku zaledwie 25 proc. średniej dla krajów G7, a w 2011 roku – 38 proc. Aż transformacja utknęła w martwym punkcie.
– W Europie Centralnej i Wschodniej mamy niski wzrost i zatrzymanie procesu konwergencji. Mamy niską stopę oszczędności i wysoki dług – mówił podczas konferencji Dimitar Bogor, prezes banku centralnego Macedonii.
I tak, średnie dochody na mieszkańca w całym regionie są dziś o ok. 50 proc. wyższe niż były w roku 1989. Równocześnie jednak – jak podaje EBOR w ostatnim listopadowym Transition Report – ich konwergencja z najbogatszymi gospodarkami praktycznie zatrzymała się już w 2011 roku.
Fakty są takie, że jeśli wziąć pod uwagę całą grupę państw postkomunistycznych, wraz z Rosją, których wspólnym doświadczeniem było najpierw uwolnienie cen, a potem post-transformacyjna recesja, „ze wzrostu korzystała przede wszystkim bogata mniejszość (w niektórych przypadkach tylko górne 10 lub 20 proc. gospodarstw domowych), podczas gdy dochody klasy średniej i warstw ubogich rosły z opóźnieniem” – cytuje raport głównego ekonomistę banku Sergeia Gurieva.
Jaskrawe różnice w stopniu zamożności istnieją, rzecz jasna, pomiędzy poszczególnymi państwami. Z jednej strony w Tadżykistanie, Uzbekistanie czy Kirgizji dochody najwyższego decyla nie sięgają mediany policzonej dla całego regionu. Z drugiej strony w Słowenii nawet nieco powyżej tej mediany znajdują się dochody osób z najniższego decyla. Ważniejsze jest jednak, że drastyczne różnice rysują się pomiędzy gospodarstwami domowymi w obrębie tych samych gospodarek.
Dwie trzecie konwergencji nie odczuwa
Badania EBOR pokazują, że w krajach postkomunistycznych tylko 27 proc. gospodarstw domowych o najwyższych dochodach odczuło wzrost przeciętny lub więcej niż przeciętny dla ich kraju. Pozostałe 73 proc. miało dochody rosnące poniżej średniej. 23 proc. tych z najniższych szczebli drabiny dochodowej ma niższe dochody (relatywnie do średniej) niż było to w 1989 roku. To ludzie, którym „za komuny było lepiej”.
Kraje postkomunistyczne nadganiają bogatsze gospodarki i średnie dochody zbliżają się stopniowo do osiąganych w państwach G7. Ale w konwergencji bierze udział tylko część społeczeństw. W państwach całego regionu (od Mongolii przez Rosję i kraje Kaukaskie po Polskę i Macedonię) konwergencji nie odczuwa ok. 64 proc. populacji.
Nierówności dochodowe nie są tożsame z wielkością bezwzględnego ubóstwa w poszczególnych krajach. Najlepszym przykładem jest Rosja, gdzie rozwarstwienie dochodowe jest największe ze wszystkich postkomunistycznych państw. W Rosji średni wzrost dochodów sytuuje się na 77 percentylu drabiny. Oznacza to, że zaledwie 23 proc. Rosjan odczuło w okresie od 1989 roku średni lub wyższy od średniego wzrost dochodów.
W Rosji dochody najbogatszych, z najwyższego decyla, są sześciokrotnie wyższe od mediany. Równocześnie jednak w kraju tym strefa bezwzględnego ubóstwa zmniejszyła się z 29 proc. w 1998 roku (czyli po tzw. kryzysie rosyjskim) do 11 proc. w 2014 roku, a więc bez mała trzykrotnie.
"W krajach postkomunistycznych zaledwie część społeczeństw skorzystała z transformacji, mimo że od jej rozpoczęcia minęło ponad ćwierć wieku. Nakładają się teraz na to zmiany związane z globalizacją, w tym technologiczne, w których także uczestniczy jedynie część społeczeństw. Pogarsza to sytuację tych, którzy nie osiągają z tych zmian korzyści.
Rozwarstwienie dochodów i ubóstwo to zatem dwa różne zjawiska i w różnych krajach występują w rozmaitym nasileniu, niekoniecznie synchronicznie."
Trzecim negatywnym zjawiskiem jest kumulacja dochodów w rękach najbogatszych. EBOR obliczył, że na publikowanej przez „Forbes” liście ponad 1800 miliarderów znajdują się osoby z Gruzji, Kazachstanu, Rumunii, Rosji, Ukrainy i Polski. Co charakterystyczne, zgromadzili oni majątek w ćwierć wieku, gdy ich koledzy z Zachodu zawdzięczają swoje miliardy wysiłkowi niejednokrotnie kilku pokoleń.
Innym charakterystycznym rysem majątków najbogatszych w krajach postkomunistycznych jest to, że – odwrotnie niż w przypadku Billa Gatesa, Jeffa Bezosa, Marka Zuckerberga czy Larryego Ellisona – nie został on wytworzony w obszarze nowych technologii, tylko w wyniku przejęcia kontroli nad zasobami naturalnymi, a głównie surowcami energetycznymi.
Czemu jabłko pada blisko jabłoni
Nierówności nie sprowadzają się jedynie do drastycznych różnic w posiadanym majątku czy dochodach. Być może bardziej jeszcze istotne – z punktu widzenia możliwości rozwojowych gospodarki – są nierówności szans. Dostęp do wykształcenia, znalezienie zgodnej z predyspozycjami pracy i osiągnięcie dochodów wystarczających na utrzymanie – to wyznaczniki zrealizowania szans. Dostęp do nich w dobrze działającej gospodarce rynkowej powinien być powszechny.
Nierówności szans pojawiają się, gdy istnieją ograniczenia w realizacji tych zamierzeń ze względu na płeć, rasę, miejsce urodzenia lub też konieczność wsparcia przez rodzinę. Nierówności szans w całym regionie, w którym działa EBOR, są wyższe niż w Europie Zachodniej.
Najważniejszą przyczyną nierówności szans jest wsparcie ze strony rodziców. Polega ono nie tylko na odpowiednich znajomościach czy stosunkach pozwalających uzyskać wykształcenie i dobrą pracę, ale przede wszystkim jest pochodną tego, że systemy edukacji nie służą wyrównywaniu szans. Słowem – dzieci biednych i gorzej wykształconych pozostają biedne i gorzej wykształcone.
– Dlaczego uczelnie (z krajów postkomunistycznych) nie są w stanie nadrobić dystansu dzielącego je od uczelni Zachodnich? Edukacja powinna być domeną wszystkich, a nie elity – mówił na konferencji Arup Banerji, dyrektor na Europę w Banku Światowym.
Być może odpowiedź jest prosta – dzieci elit majątkowych studiują na zagranicznych uczelniach, więc elitom nie zależy na jakości kształcenia na studiach krajowych.
Oprócz faktycznych nierówności, odnotowywanych w badaniach, istnieje też zjawisko subiektywnego ich odczuwania (w zakresie dochodu, majątku czy szans). EBOR twierdzi, że nie wolno tego ignorować. We wszystkich badanych krajach z wyjątkiem Tadżykistanu większy odsetek osób twierdzi, że nierówności są większe niż wynikałoby to z twardych, oficjalnych danych. Percepcja nierówności bywa często ważniejsza niż twarde dane.
Równocześnie analiza danych, które zapewne nie w pełni odzwierciedlają rzeczywistość (o czym niżej), uzasadnia takie poczucie. W całym regionie dochody osób z najwyższego kwintyla (20 proc. populacji) są obecnie 19 razy wyższe od dochodów znajdujących się w najniższym kwintylu. Jeszcze w 1996 roku różnica ta była 13-krotna, a w 1989 roku – siedmiokrotna. Rozbieżności w poszczególnych wskaźnikach wzrostu dochodów stają się coraz bardziej wyraźne od kryzysu w 2008 roku.
Jak przeciwdziałać pęknięciu społeczeństw
Czym to wszystko może się skończyć? W wymiarze społecznym i politycznym – konfliktami, sprzeciwem wobec reform oraz torowaniem drogi do władzy populistom. W wymiarze ekonomicznym – spadkiem konkurencyjności gospodarek i osłabieniem wzrostu.
Koncentracja dochodów w górnym kwintylu, osiągana niejednokrotnie dzięki powiązaniom politycznym, długotrwale i negatywnie oddziałuje na wzrost produktywności. Ogranicza lub wręcz prowadzi do utraty zaufania do podstawowych instytucji gospodarczych i politycznych, a przez to hamuje aspiracje inwestycyjne pragnących wejść na rynek. Zniechęca do inwestowania w kapitał ludzki i rozwijania nowych pomysłów. Jest przeszkodą dla wzrostu gospodarki opartej na wiedzy.
Jak temu zaradzić? Nie ma jednej i trafnej dla wszystkich odpowiedzi, bo działania władzy publicznej powinny być dostosowane do tego, czy mamy do czynienia z nadmiernymi nierównościami, z nadmierną koncentracją majątku, czy też z nadmierną strefą ubóstwa.
Jeśli chodzi o nierówności majątkowe to stosunkowo prostą metodą ich zmniejszenia jest opodatkowanie nieruchomości, gdyż tam skoncentrowana jest znacząca część majątku. „To dobry model redystrybucji i zwiększenia wpływów fiskalnych” – napisano w raporcie. I tak np. w Wielkiej Brytanii podatki majątkowe przynoszą budżetowi ponad 4 proc. PKB dochodu, gdy w Polsce jest to zaledwie 1,5 proc., a w Rosji – tylko nieznacznie więcej.
Podatki od spadków mogą mobilizować do wysiłku i pracy, ale znacznie trudniej jest je zebrać, gdyż majątek (poza nieruchomościami) łatwo ukryć w rajach podatkowych. Podobnie jest zresztą z podatkami od majątku finansowego. Rozwiązania takie wymagałyby koordynacji i współpracy międzynarodowej. W przypadku podatków od transakcji (majątkowych czy też finansowych) trzeba natomiast dbać o to, żeby nie zaburzały one ekonomicznej efektywności tych transakcji.
Zapobieganiu nierówności szans zaradzać powinna predystrybucja. To termin ukuty przez Jacoba Hackera, profesora z uniwersytetu Yale, a oznacza on strategie polegające na wyrównywaniu potencjału dochodów zanim jeszcze zadziałają efekty rynkowe. Jej filarami są programy wysokiej jakości edukacji i ochrony zdrowia.
Nierówności dochodowe wymagają wielostronnego podejścia – zarówno redystrybucji poprzez opodatkowanie, jak i wydatków publicznych. Bezpośrednie działania fiskalne mające na celu redystrybucję dochodów, takie jak progresywne podatki od dochodów oraz transfery pieniężne, odpowiedzialne są generalnie za około jedną trzecią redukcji nierówności dochodowych.
Krok po kroku do integracji
EBOR zwraca uwagę, że kluczowe znaczenie powinny mieć jednak wydatki na edukację, ochronę zdrowia oraz usługi socjalne. Koncentrowanie natomiast publicznych pieniędzy na budowie infrastruktury, administracji publicznej czy obronności może prowadzić do zaostrzania nierówności, zamiast je niwelować.
Subsydia i transfery pieniężne poprawiające jakość życia osób tkwiących w ubóstwie, powinny być bardzo precyzyjnie adresowane, żeby wykluczać nadużycia i unikać niepotrzebnych kosztów. Niewłaściwa kompozycja systemu subsydiowania, szczególnie cen, bywa bardzo kosztowna i rzadko efektywna. Jakie są przykłady negatywne? Dopłaty do cen energii, zachęcające bogatych do tego, żeby jej nie oszczędzać.
Ogromne znaczenie ma jakość instytucji, zarówno publicznych, jak i prywatnych, poddanych reżimowi ochrony konsumenta. Badanie pokazują, że różnica w jakości instytucji ekonomicznych w Polsce i w Albanii powoduje relatywne obniżenie (w Polsce) współczynnika Giniego o ponad 3 punkty proc. I w końcu – duże znaczenie ma walka z korupcją.
– Jej znaczenie widzimy tu bardziej niż w innych regionach. Mamy wiedzę, ale nikt nie chce o tym mówić. Różne kraje mają różne tempo dojrzewania instytucjonalnego, ale w Europie Centralnej i Wschodniej w momencie wstąpienia do UE to dojrzewanie się zatrzymało – mówił Arup Banerji.
W końcu – kluczowa jest też integracja finansowa, zaczynająca się od posiadania rachunku bankowego, oraz technologiczna, dla której warunkiem koniecznym jest powszechny dostęp do Internetu. Wykluczenie ze świata nowych technologii – paliwa globalizacji – przynosi poczucie wykluczenia z całego jej procesu.
Sam fakt posiadania rachunku bankowego jest bardzo silnie zresztą skorelowany ze zdolnością do generowania oszczędności. W Słowenii i Estonii ubankowienie wynosi 97 proc. populacji, co przekłada się na to, że 91 proc. Słoweńców i 99 proc. Estończyków mających rachunek bankowy założyło depozyt w ciągu roku poprzedzającego badanie.
Gdzie jest Polska?
Polska jest jednym z czterech państw postkomunistycznych (obok Armenii, Białorusi i Turkmenii), w których konwergencja dochodów z zamożnymi gospodarkami Zachodu objęła całe społeczeństwo. Oznacza to, że dochody we wszystkich decylach drabiny społecznej rosły szybciej od średniej w krajach G7. Nie znaczy to jednak, że transformacja nie miała swoich cieni. Niektóre z nich są bardzo głębokie.
Polska drabina dochodowa jest długa niemal tak, jak biblijna drabina Jakuba. Większe rozpiętości pomiędzy najniższym a najwyższym decylem istnieją jedynie w Rosji i na Litwie, a porównywalne – tylko w Estonii. Pod względem rozwarstwienia dochodów żaden kolejny postkomunistyczny kraj nie może się już z naszym równać. Według danych GUS za 2014 rok tylko 34 proc. zatrudnionych w Polsce korzysta z szybszego niż średni wzrostu dochodów.
To dane oficjalne, oparte o statystyki GUS, na których bazuje także OECD. Według GUS wskaźnik Giniego za rok ubiegły wyniósł w Polsce 32,2 proc. Problem w tym, że w porównywalnym czasie własne badania zasobności gospodarstw domowych przeprowadził NBP i w nich współczynnik Giniego (dla dochodów) wyniósł 38,4 proc. Prowadzący badania przedstawiciele NBP tłumaczyli to tym, że udało im się lepiej dobrać próbę najzamożniejszych, a poza tym byli oni bardziej otwarci dla reprezentantów banku centralnego.
EBOR także zwraca uwagę, że koncentracja bogactwa w górnej części rozkładu dochodów bywa słabo widoczna w badaniach ankietowych i w krajowych statystykach. O problemach związanych z liczeniem współczynnika Giniego pisał niedawno „The Economist”.
W Polsce za 68 proc. nierówności szans odpowiada wsparcie rodzicielskie. Główną rolę odgrywa tu poziom wykształcenia rodziców, choć na początku transformacji spore znaczenia miała też ich przynależność do PZPR, co jednak obecnie jest już marginalnym czynnikiem. Za kolejne 27 proc. nierówności szans odpowiada płeć. EBOR przytacza dane, że kobieta prowadząca małą lub średnią firmę ma o 10 proc. mniejsze szanse uzyskania dla niej kredytu niż wtedy, gdy szefem takiej firmy jest męźczyzna.
Według danych NBP za ubiegły rok wciąż 20 proc. populacji nie ma rachunku bankowego, choć być może włączenie się banków do programu 500+ znacząco poprawiło te wyniki. Jakie znaczenie ma państwo w integracji finansowej pokazuje przykład Mongolii, gdzie ubankowione jest 92 proc. społeczeństwa, a to dlatego, że jedynym sposobem przekazywania transferów socjalnych jest przelew na rachunek. Według raportu IAB Polska, PwC i Facebooka 76 proc. gospodarstw domowych miało w ubiegłym roku dostęp do Internetu, podczas gdy średnia unijna wynosi 83 proc.
Raport, oprócz danych statystycznych krajowych, korzysta także z informacji zebranych podczas trzeciego badania Life in Transition Survey przeprowadzonych przez EBOR i Bank Światowy na przełomie 2015 i 2016 roku w 34 krajach, na próbie ponad 51 tys. gospodarstw domowych. Poza państwami postkomunistycznymi pytano również gospodarstwa domowe w Niemczech i we Włoszech. Ich subiektywne oceny wzrostu nierówności są analogiczne jak w naszym regionie.
Może to oznaczać, że wyników nie można interpretować jedynie jako „sądu nad transformacją”, czy obaw i ocen związanych z procesem globalizacji. Potwierdzają to wybory dojrzałych społeczeństw – Brytyjczyków w czerwcowym referendum czy Amerykanów w listopadowych wyborach prezydenckich. Podłoże tych wyborów może być analogiczne, a konsekwencje – takie jak te, przed którymi przestrzega EBOR.
Stany Zjednoczone mogą odgrodzić się od Meksyku murem jeszcze wyższym niż Węgry od Serbii, ale procesu globalizacji żadnego kraju odgrodzić się nie da, choćby prowadził maksymalnie izolacjonistyczną politykę. Pozostaje pytanie, w jakim zakresie i na jakim szczeblu można tym procesem zarządzać tak, żeby strumienie korzyści odczuwały całę społeczeństwa. Lekcja transformacji i kilka podpowiedzi EBOR są tu bardzo cenne.