Nie czas jeszcze na podwyżki stóp
W tym tygodniu publikacje na świecie zdominował temat bezrobocia. Bezrobocie wśród młodej generacji jest jednym z najpoważniejszych problemów powolnego wzrostu europejskiej gospodarki. W USA bezrobocie maleje, ale nie ma pewności czy na tyle szybko by już podnosić stopy procentowe. Świat może jednak zmienić nadchodząca rewolucja kwantowa.
Wzrost gospodarczy strefy euro w II kwartale 2016 r. wyniósł zaledwie 0,3 procenta. Jednym z najpoważniejszych problemów tak powolnego wzrostu jest bezrobocie wśród młodej generacji, które dramatycznie wzrosło po 2008 roku. Włoscy ekonomiści Tito Boeri i Pietro Garibaldi piszą o niebezpieczeństwie stworzenia „straconego pokolenia”. Przyczyniają się do tego skutki rygorystycznych reform emerytalnych w południowych krajach, które nakładają sztywno wiek emerytalny, przez co firmy muszą utrzymywać nawet tych pracowników, którzy chętnie przeszliby na emeryturę. I nie zatrudniają wobec tego młodych ludzi.
Nie będzie we wrześniu kolejnego bail-outu dla Grecji, doniósł niemiecki Handelsblatt Global. Głównie dlatego, iż grecki rząd jest powolny we wprowadzaniu wymaganych reform pro-rynkowych, a szczególnie w przypadku prywatyzacji państwowych firm.
Chamstwo w polityce może mieć wysoką i liczoną w dolarach cenę. Pokazał to gwałtowny spadek, od 1,5 do 6 procent, wartości filipińskich spółek na giełdzie w następstwie dyplomatycznej katastrofy, kiedy prezydent 92-milionowego narodu Filipin obraził prezydenta 320-milionowego narodu USA. Inwestorzy wycofują pieniądze z rynków, które mają zadrażnienia lub problemy z USA.
Nie ma ucieczki przed wolnym rynkiem, jeśli chce się mieć efektywną gospodarkę. Dwa znamienne kroki podjął Michel Temer, kiedy objął rządy w Brazylii po zwolnieniu Dilmy Rousseff ze stanowiska prezydenta. Jak pisze dla Peterson Institute Monica de Bolle, chociaż wartość brazylijskich firm na giełdzie wzrosła w tym roku o 60 procent, kraj ma gospodarcze kłopoty. Pogłębia się wewnętrzny deficyt, który wynosi już 10 procent PKB, dochód państwa mierzony na głowę mieszkańca spadł w minionym roku o 6 procent, nie spada bezrobocie, które recesja przyniosła 12 milionom osób, inflacja natomiast spada znacznie wolniej niż zakładał to bank centralny. Temer po pierwsze ogłosił, iż będzie kontynuować prywatyzację. Po drugie zapowiedział, iż będzie zabiegał o obce inwestycje. W tym celu poleciał nie do USA, Japonii, czy Europy zachodniej, ale do Chin.
Nie ma ucieczki przed wolnym rynkiem, ale związki zawodowe też są potrzebne – uważają z kolei autorzy z Economic Policy Institute. Wskazują, że jedną z podstawowych, a pomijanych w analizach przyczyn zastoju płac w amerykańskich firmach jest to, że związki zawodowe nie są dziś tak aktywne jak były 30 lat temu. Aby było jasne – różnica nie jest olbrzymia – przeciętnie pracownik zarabiałby 5 procent więcej gdyby związki były dziś równie silne jak kiedyś.
Większość sondaży wskazuje, że Hillary Clinton ma większe poparcie niż Donald Trump. O tym kto wygra prezydenckie wybory zdecydują jednak wyniki w konkretnych stanach. Politolodzy wymieniają 11 stanów, w których ostatecznie rozstrzygnie się rywalizacja. Tymczasem zapowiedzi obojga kandydatów o ograniczeniu międzynarodowego handlu prowokują kolejne analizy ekonomistów.
Daniel Pearson z CATO Institute pisze, że USA powinny się bardziej zaangażować w handel ze względu na siłę swojej gospodarki. Jest ona największa na świecie, najwydajniejsza i najwięcej eksportuje. Jest to możliwe dzięki pięciu dekadom liberalnej polityki, która jest jedyną drogą do utrzymania postępu.
Z kolei analitycy z Economic Policy Institute prezentują dane wskazujące, że otwieranie rynku na handel uderza rodzimych pracowników. Negocjowane przez administrację prezydenta Baracka Obamę Porozumienie Trans-Pacyficzne uderzy niewykształconych pracowników, szczególnie afro-amerykanów i pochodzenia latynoskiego.
Wiodące giełdy na świecie posuwają się lekko w górę dzięki temu, że Federalna Rezerwa odłożyła – sądząc z wypowiedzi – podczas dorocznego sympozjum w Jackson Hole decyzję o podniesieniu stóp. Problem w tym, że jednocześnie przedstawiciele Rezerwy wskazują, że warunki podwyżki są spełnione: poziom bezrobocia jest od kilkunastu miesięcy niski, a powoli podnosi się inflacja.
Podwyżki należałoby się więc spodziewać, co napotyka liczną krytykę. Analityk Gerald O’Driscoll z CATO Institute pisze, że poleganie na wskaźnikach bezrobocia jest błędne, bo są one nierzetelne. Także Lawrence Summers wskazuje, że zarówno stan rynku pracy w USA, jak i brak presji inflacyjnej, a także anemiczny 1,3-procentowy wzrost PKB wymagają dalszego odwleczenia podwyżki. W przeciwnym razie wzrasta ryzyko recesji. Szefowa Rezerwy Janet Yellen jest natomiast nazbyt optymistyczna, lekkomyślnie polega na błędnej metodologii badań gospodarki i używa nieadekwatnych do sytuacji narzędzi polityki monetarnej.
Podobnie opóźnienie zaleca Bruce Yandle z Mercatus Center, aczkolwiek nie uważa on aby Ameryce zagrażała recesja. Pokazuje natomiast jak politykę Rezerwy prowadziliby inni ekonomiści – Milton Friedman na przykład zalecał podążanie za uzyskaniem stałej stopy wzrostu gospodarczego a nie zatrudnienia.
Świat się zmienia i jak twierdzą autorzy ostatniego raportu McKinseya, konsumentem, który pociągnie wzrost gospodarczy w najbliższych dekadach będą mieszczuchy. Raport wylicza dziewięć grup miejskich konsumentów, którzy wygenerują w latach 2015-2030 aż 75 procent globalnej konsumpcji. Największą są emeryci i starsi mieszkańcy miast w tym szczególnie mieszkańcy chińskich miast.
Analizę tego jak ważni dla koniunktury w chińskiej gospodarce będą mieszkańcy miast prezentują na łamach Project Syndicate Jaana Remes z McKinsey Global Institute i Chang Ka Mun, dyrektor Fung Business Intelligence Center. Chiny kładą od dawna nacisk na rozwój miast i analitycy z McKinsey uważają, że strategia ta przyniesie znakomite rezultaty. Obecnie Chiny mają 521 milionów osób mieszkających w miastach, za 15 lat będzie ich 628 milionów, a wydatki konsumpcyjne skoczą z obecnego poziomu 4 800 dolarów na głowę do 10 700 dol. w roku 2030. Chiny będą miały swój cud gospodarczy.
Mamy nowy odcinek serialu o kreatywnym omijaniu przez Wall Street nowych regulacji bankowości i inwestycji jakie ambitnie wprowadziła ustawa Dodda-Franka. Tym razem rzecz dotyczy rynku o wartości 43 miliardów dolarów tzw. structured notes, czyli sprzedawanych bezpośrednio derywatów z kombinowanym zabezpieczeniem w postaci akcji firm, obligacji i innych derywatów. Nowe prawo ogranicza od 2019 roku prawo banków do sprzedaży tego typu instrumentów, jeśli pochodzą od macierzystych spółek w holdingu danego banku. Jak przygotowują się do tego takie banki jak Goldman Sachs, JP Morgan, Citigroup i inne? Zakładają papierowe spółki-córki, które będą mogły sprzedawać structured notes bez względu na restrykcje.
Na koniec warto wspomnieć, że nadchodzą komputery kwantowe co rodzi pytanie jak przeżyjemy tę rewolucję. Bloomberg dał przegląd tego jak inwestorzy, firmy, banki, ośrodki akademickie i rządy zabiegają o zdobycie/zbudowanie systemów kwantowych aby podnieść bezpieczeństwo przepływu pieniędzy i wydajność badań.
Jeśli wierzyć doniesieniom już niedługo, komputer kwantowy zmiecie wszystkie obecnie używane technologiczne udogodnienia i gadżety, ponieważ przestaną być one wobec kwantów bezpieczne. Pocieszenie w tym, że specjaliści pracują nad „odpornym na kwant” kodowaniem, co brzmi jak kolejny paradoks fizyki kwantowej.