Kłopoty z zerowymi stopami procentowymi
Wszyscy albo już wprowadzili zerowe bądź negatywne stopy procentowe, albo dyskutują o tym. Ekonomiści zastanawiają się czy to dobre rozwiązanie. Ponadto świat śledzi kampanię prezydencką w USA, a Bloomberg radzi, jak być naprawdę bogatym w Europie.
Sedno tego przedstawia Adam Posen z amerykańskiego Instytutu Międzynarodowej Gospodarki Petersona. Uważa, że znaczenie i negatywna percepcja negatywnych stóp jest przesadzona, albowiem debata jest obciążona dwoma fundamentalnymi błędami. Pierwszy to wiara, że zmiany w kosztach kredytu wywołają zmiany w podejmowaniu ważnych decyzji finansowych. Według Posena nie ma takiej zależności. Drugim błędem jest lekceważenie politycznego kontekstu. Tam, gdzie osoby indywidualne i firmy trzymają pieniądze na rachunkach oszczędnościowych, reakcja polityczna wobec zmiany kosztów kredytu jest silniejsza (Japonia, Niemcy).
Tam, gdzie inwestorzy są bardziej elastyczni i przenoszą swoje aktywa do innych – również zagranicznych – lokat, negatywne stopy nie mają takiego znaczenia. Japończycy i Niemcy spodziewają się od swoich rządów ochrony przed fluktuacją światowej gospodarki. Szwajcarzy i Amerykanie radzą sobie samodzielnie.
Carmen Reinhart z Harvard University stawia pytanie, kiedy i gdzie polityka luzowania finansowego będzie zakończona. Jej zdaniem USA może nie być liderem zmian. Wobec trendu niskich stóp procentowych w wielu gospodarkach na świecie, Ameryka może nie być zainteresowana utrzymywaniem silnego dolara, albowiem już odnotowała spadek wartości eksportu, co obniżyło PKB o 0,8 proc. w I kwartale.
Centralni bankierzy tymczasem zerkają, jak zawsze, w stronę USA. Stanley Fischer, wiceprzewodniczący Federalnej Rezerwy, zasygnalizował przez dorocznym sympozjum w Jackson Hole w stanie Wyoming, że wyniki gospodarcze są bliskie tym wyznaczonym przez Rezerwę jako warunek podniesienia stóp. Sympozjum jest po to, aby ocenić, czy instrumenty, jakimi posługuje się Rezerwa, są wystarczające. Od kilku tygodni szefowa Rezerwy Janet Yellen i czterej inni przedstawiciele podkreślają jednak, że amerykańskiej gospodarce potrzebne są także inwestycje rządowe, bo polityka banku centralnego nie wystarcza. Wskazuje na to spadek inwestycji biznesu.
Inwestorzy instytucjonalni mają dość śledzenia niejednoznacznych wypowiedzi przedstawicieli Rezerwy i niecierpliwie czekają na jasne określenie kierunku polityki banku. Szczególnie nerwowi są inwestorzy na rynku obligacji skarbowych, który ma wartość 13,5 biliona dolarów i jest, jak określił to pisarz Tom Wolfe, jak ściśnięta sprężyna, gotowa wyskoczyć, gdy tylko Rezerwa da sygnał. Czy da? Wiele inwestycyjnych funduszy zarzuca Rezerwie, iż straciła wiarygodność i ma kłopoty z komunikacją swoich celów.
Wobec niekończącej się konfuzji na temat polityki banków centralnych nic dziwnego, że brytyjski The Economist jako temat główny daje wizję nowego wspaniałego świata na Proxima Centauri. Ponadto relacjonuje także, co się dzieje w polityce banków centralnych.
Gospodarka stała się znowu upolityczniona — narzeka Richard Reeves z Brookings Institute. Po latach separacji wyborcy odrzucają konsensus, jaki zawarli ekonomiści, że dobrobyt płynie z wolnych rynków i otwartego handlu. Udowodnili to Brytyjczycy głosujący za wyjściem z Unii Europejskiej. Problem w tym, że politycy uciekają w wyborczej retoryce od tak nudnych tematów jak produkcja i wzrost gospodarczy, a ekonomiści, pełni pasji, nie mają umiejętności dotarcia do wyborców na emocjonalnym poziomie. Pytanie, czy politycy zdołają utrzymać podstawy obecnego porządku gospodarczego w zachodnim świecie.
Jest to zbieżne z tym, co pisze David Wessel dla Brookings Institute. Przekonuje on, że o wyniku wyborów prezydenckich w USA nie zdecydują różnice w programach polityczno-gospodarczych, ale różnice osobowości, charakteru, światopoglądu i doświadczenia pomiędzy Hillary Clinton i Donaldem Trumpem. Analizując program Clinton, Wessel pisze, że koncentruje ona uwagę nie na długu państwa, ale na różnicach pomiędzy bogatymi i biednymi. Zmniejszenie tych różnic Clinton widzi jako napęd dla wzrostu gospodarczego.
Cytowany już wcześniej Adam Posen (PIIE) jest kolejnym ekonomistą, który nie zostawił suchej nitki na pomysłach gospodarczych Donalda Trumpa. Posen nazywa je kombinacją gospodarczych nonsensów, nieprawd i obietnic datków dla bogatych. „Uważam, że było to (przedstawienie gospodarczego planu przez Trumpa) szokująco złe”, pisze ekonomista.
Trump pobił rekord wydatków na kampanię w internecie. W lipcu jego sztab przeznaczył na ten cel 8,4 mln dolarów, podczas gdy sztab Hillary Clinton wydał 132 tys. dolarów. Clinton wydaje natomiast więcej na kampanię telewizyjną — 25,8 miliona dolarów w porównaniu z 4,8 miliona wydanymi przez sztab Trumpa.
Ameryka Południowa ma problemy ze zrozumieniem, jak dobra dla gospodarki jest imigracja. Ricardo Hausmann, obecnie z Harvard University, opisuje, jak niewielka grupa imigrantów z Korei ożywiła przemysł tekstylny w Chile. Mimo to kraj ten broni się przed obcymi. Najbardziej hermetyczna jest Kolumbia — ma zaledwie 0,3 proc. obcych przybyszów w swoim społeczeństwie. Paradoks polega na tym, że kraje te krytykują Trumpa, same krocząc ścieżką, na którą kandydat Republikanów na prezydenta chce wprowadzić USA.
Desmond Lachman z American Enterprise Institute alarmuje Europę. Po pierwsze dlatego, że – jak uważa – Europie ucieka czas na uratowanie euro. Dzieje się tak nie tylko dlatego, że państwa strefy duszą się w ścisłym gorsecie polityki banku centralnego (czyli niemieckiego modelu), ale także z powodu rosnącej fragmentaryzacji politycznej i politycznych napięć. Po drugie Lachman ostrzega, że potencjalny Italexit sprawiłby, iż Brexit wyglądałby jak piknik, ponieważ gospodarka włoska jest kompletnie sklerotyczna. Wreszcie pisze, że niemiecka gospodarka jest zagrożeniem dla globalnej ekonomii z powodu wielkiej nadwyżki na rachunku bieżącym.
Autorzy Centre for Economic Policy Research pokazują, że Europa nie wykorzystuje potencjału strefy euro. Debata koncentruje się na ryzyku transgranicznej wymiany kapitału i pracy oraz roli publicznego sektora. Tymczasem USA ma znacznie większy rynek takiej transgranicznej wymiany i radzi sobie lepiej. Dlaczego? Kluczem jest to, że strefa euro ma poważne zaniedbania i niedobory w porównaniu z USA w systemie bankowości i rynków kapitałowych. Na poprawie tego – zdaniem autorów – powinna skoncentrować się uwaga polityków.
Ten sam portal CEPR zamieścił także artykuł o tym, jak Europa bije Amerykę — biorąc pod uwagę Wskaźnik Rozwoju Osobowego (HDI), który zestawia przychody indywidualne ze zdrowiem i edukacją. Nic nowego pod słońcem — na tym polega państwo opiekuńcze zainstalowane w Europie Zachodniej po II wojnie światowej wobec naporu komunizmu ze Wschodu.
Spór włosko-niemiecki o dostawy gazu z Rosji i budowę rurociągu Nord Stream 2, którą podejmuje konsorcjum niemieckich firm wraz z rządem Bundesrepubliki, opisała dla Brookings Institute Giovanna De Maio. Włosi krytykują Niemcy za działanie na własną rzecz, a przeciwko reszcie krajów Unii. Krytykują także Komisję Europejską za stosowanie podwójnych standardów i nieblokowanie budowy rurociągu. „W tym czasie Rosja próbuje zdyskontować konflikt na swoją rzecz i umocnić pozycję głównego dostawcy gazu dla UE”, pisze autorka.
W związku z rocznicą upadku banku inwestycyjnego Lehman Brothers ukazał się artykuł pokazujący inne niż przedstawiane przez aktorów dramatu powody zaniechania bailoutu. Lauren Ball pisze dla Centre for Economic Policy Research, że hipoteza, iż rząd nie interweniował z powodów restrykcji prawnych, jak utrzymuje na przykład Ben Bernanke, jest wymówką. Rząd nie interweniował z powodów politycznych, a ostateczną decyzję ostateczną podjął Henry Paulson, który nie przepadał za szefem Lehman Brothers, Richardem Fuldem. Amerykańskie filmy dokumentalne wyjaśniły to już kilka lat temu.
Na koniec — artykuł o sztuce utrzymywania bogactwa w Europie. Jak opisali autorzy Bloomberga, to proste — wystarczy dziedziczyć przez 700 lat rodzinną fortunę. Jak włoska rodzina Friscobaldich. Nie wspomniano, jak utrzymywać bogactwo przez 700 lat w kraju zniszczonym zaborami, wojenną okupacją i sowiecką nacjonalizacją. Ciekawe jest to, że krajem, w którym największa liczba miliarderów jest bogata dzięki odziedziczonemu majątkowi, są Niemcy — to aż dwie trzecie bogatych. W USA to tylko jedna trzecia.