Czy Polska jest gotowa na 4-dniowy tydzień pracy? Rząd uruchamia pilotaż

Rządowy pilotaż skróconego czasu pracy wystartuje już w czerwcu – pracownicy będą mogli pracować krócej przy zachowaniu pełnego wynagrodzenia. To pierwsza taka inicjatywa we wschodniej Europie, która może odmienić rynek pracy w Polsce. Ale czy faktycznie jesteśmy gotowi na taką rewolucję? Eksperci i pracodawcy nie kryją obaw.
Pod koniec kwietnia ministra pracy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk ogłosiła, że w czerwcu odbędzie się pilotażowy, rządowy projekt skrócenia czasu pracy z zachowaniem dotychczasowego wynagrodzenia. Z zapowiedzi wynika, że skrócenie czasu pracy będzie rozłożone w czasie i stopniowe, a rozwiązania będą szyte na miarę konkretnych grup społecznych. Pilotaż ma ruszyć jeszcze w tym roku - pracodawcy i pracownicy przetestują, jaka forma skrócenia czasu pracy sprawdzi się u nich najlepiej: krótszy dzień, krótszy tydzień pracy czy dłuższe urlopy, bo to od konkretnych firm i instytucji będzie zależało, jak skrócą czas pracy za taką samą pensję. We wschodniej Europie będzie to pierwszy taki pilotaż.
Niemal w tym samym czasie ukazały się wyniki raportu Instytutu Gallupa State of the Global Workplace 2024, z którego wynika, że zaledwie 10% pracujących Polaków deklaruje, że jest zaangażowanych w swoją pracę, co plasuje Polskę na 32 miejscu wśród 38 krajów europejskich, czyniąc ją jednym z najsłabszych pod tym względem krajów na kontynencie.
Polska jest obecnie atrakcyjnym krajem dla inwestorów z zagranicy z powodu relatywnie niskich kosztów pracy i elastycznych form zatrudnienia i godziny pracy. Ale z powodu tego, że stawka minimalna idzie coraz wyżej, inwestorzy już zaczynają omijać Polskę. Wyobraźmy sobie inwestora który chce otworzyć duży zakład produkcyjny - jak zobaczy, że obowiązuje 4 dniowy tydzień pracy, na pewno będzie to dla niego zniechęcające. Rok temu sam nie wierzyłem, że rządowy pilotaż w sprawie skrócenia czasu pracy będzie w ogóle możliwy. A tymczasem w kwietniu rząd Japonii ogłosił, że pracownicy rządowi będą pracować krócej – a jest to kraj znany ze śmierci z przepracowania. 8 h czas pracy wymyślono 100 lat temu, czasy się zmieniają - dostosowujemy niemal wszystkie aspekty życia do nowoczesnych wyzwań więc oswoić temat trzeba jak najbardziej w końcu na poważnie. Czekamy na ministerialny pilotaż i jego wyniki, przede wszystkim co konkretnie pokażą i czy rozwieją obawy pracodawców, w co szczerze wątpię. Zakładając, że projekt ma na celu stabilność rynku pracy i przywrócenie motywacji pracownikom, czy naprawdę dawanie wolnego piątku jest tu rozwiązaniem? Na razie skrócony czas pracy obowiązuje głównie w firmach i instytucjach, które zauważyły, że ta zmiana nie ma znaczenia jeśli chodzi o wydajność pracy - ale powiedzmy sobie szczerze: czy wszystkie miejsca pracy i sektory gospodarki na to stać? Co np. z branżami, które zmagają się z wiecznym deficytem pracowników jak budownictwo, przetwórstwo czy TSL, w której brakuje kierowców? Zmiany systemowe powinny być skrojone na miarę i dostosowane do branży. Francję, Danię i Belgię stać na takie rozwiązania, to bogate kraje z o wiele dłuższą historią trudnych kapitalistycznych decyzji ale też wyższą kulturą organizacji i pracy - w Danii pracownik płaci wysokie podatki, a w Belgii i Francji są silne związki zawodowe, które strajkują jak ceny idą w górę o pół euro. Oni kulturowo do tego dojrzeli. My ledwo nadążamy za elastycznym czasem pracy, który testowaliśmy w pandemii. – komentuje Tomasz Bodgevic, dyrektor generalny Gremi Personal.