Zmiany w oszczędnościach Polaków
Lato 2023 roku stanowi pewien przełom na rynku pieniężnym w ogólności a na rynku rocznych obligacji detalicznych w szczególności. Rok temu w odpowiedzi na galopującą inflację i bardzo niskie oprocentowanie lokat bankowych rząd wprowadził do oferty obligacje roczne (ROR) i dwuletnie (DOR), których oprocentowanie odpowiada wysokości stopy referencyjnej Narodowego Banku Polskiego (w przypadku DOR powiększone o 0,25% marży).
Wypowiedzi premiera, upominające banki przesuwały ich ofertę depozytową w górę a „Obligacje Morawieckiego”, bo taka rynkowa nazwa do obligacji oszczędnościowych przywarła, stały się hitem lata 2022. Tylko w pierwszym miesiącu obowiązywania nowej oferty (czyli w czerwcu ’22) Polacy wydali prawie 5,7 mld zł na roczne papiery typu ROR oraz 1,3 mld zł na dwuletnie DOR. Był to absolutnie rekordowy okres w historii sprzedaży oszczędnościowych obligacji Skarbu Państwa.
Minął rok. Mimo zachęt ze strony Ministerstwa Finansów w czerwcu ’23 tylko 2,7 mld złotych Polacy przesunęli na tego tupu obligacje. Oznacza to, że nieco ponad połowa (52,3%) zeszłorocznych „Obligacji Morawieckiego” nie została zrolowana (zamieniona) na obligacje roczne z nowej emisji.
Widać wyraźnie wiarę inwestorów w szybkie obniżanie stopy procentowej, bo przecież obecne oprocentowanie tych obligacji (6,75%) jest wyższe niż rok temu. Wyraźny spadek zainteresowania oszczędnościowymi obligacjami Skarbu Państwa widać było już jesienią ubiegłego roku, gdy ich sprzedaż spadła do 2-3 mld złotych miesięcznie.
Marcin Lau Główny analityk Phinance S.A.
Gdzie zatem płyną pieniądze zabierane z obligacji rocznych? Pozostając przy ofercie Ministerstwa Finansów trzeba przyznać, że dalej sporą popularnością cieszą się obligacje indeksowane inflacją (4-letnie COI zakupiono w czerwcu za 2,05 mld zł). Tak jakby Polacy uznali, że stopy procentowe owszem będą spadać, ale inflacja to już raczej nie… A obligacje te będą atrakcyjne, tylko w przypadku utrzymywania się inflacji na poziomie wyższym niż stopy procentowe w czteroletnim okresie. To dość długo, żeby estymować inflację… Wyraźny jest przepływ w kierunku lokat bankowych. W czerwcu 2023r. według danych NBP wartość depozytów i innych zobowiązań w sektorze gospodarstw domowych zwiększyła się o 8,2 mld zł (!!!). Co jest też zaskakujące, bo przecież oferta depozytowa banków jest wyraźnie gorsza od tej sprzed paru miesięcy i w dalszym ciągu nie zbliża się nawet do inflacji, mimo, że ta spada. Godząc się na depozyt oprocentowany sporo poniżej inflacji, godzimy się na spadek siły nabywczej naszych pieniędzy.
Część posiadających wolne środki pieniężne lokowała je w ulubionych w Polsce nieruchomościach co widać po danych dotyczących sprzedaży, gdzie puchnie rubryka „kupno kolejnego mieszkania”. Tu też kontrowersyjna staje się atrakcyjność inwestycji „na wynajem”. Rządowe wsparcie dla wybranych kredytobiorców, tak jak należało się spodziewać, podniosło przecież wyraźnie ceny mieszkań. A co wydarzy się z ceną najmu, jeśli część uciekających przed agresją Rosji Ukraińców będzie mogła wrócić na Ukrainę…?
Od paru miesięcy widać rosnącą atrakcyjność funduszy inwestycyjnych. W lipcu klienci wpłacili do produktów detalicznych prawie 2,3 mld zł, najwięcej od marca 2021 roku. Łącznie z funduszami PPK i niedetalicznymi funduszami inwestycyjnymi bilans sprzedaży sięgnął 2,9 mld zł.
Niepokojące jest, że sprzedaż zdominowały fundusze dłużne i to te oparte o obligacje skarbowe. Może się okazać, że klienci kupują bardzo wysokie… przeszłe stopy zwrotu, wynikające ze spadku rentowności obligacji (wzrostu cen).
komentuje analityk Phinance.
Obligacje skarbowe skonsumowały już obniżki stóp i jeśli okaże się, że tempo tychże nie będzie tak szybkie jak oczekuje rynek, to możemy mieć rozczarowujące przyszłe stopy zwrotu.
Mimo upałów, warto przezwyciężyć naturalną w tych warunkach ospałość i poszukać inwestycji mniej oczywistych. Może się okazać po raz kolejny, że większość nie zawsze ma rację. Zwłaszcza jeśli chodzi o matematycznie policzalną stopę zwrotu z inwestycji.