Bitwa o Frankowicza

Bitwa o Frankowicza

Od chwili wprowadzenia niespodziewanych poprawek w ustawie dotyczącej tzw. kredytów walutowych (indeksowanych), banki przeprowadziły w Internecie największą w historii polskiego Internetu kampanię nienawiści i hejtu.


Frankowicze jako byt rozproszony nie mają możliwości obrony przed tymi atakami. Gazeta.pl potrafi opublikować 2-3 artykuły dziennie atakujące Frankowiczów. Na przykład ten sam artykuł o wszystko mówiącym tytule "Każdy Polak dopłaci 150 zł do pomocy frankowiczom" pojawił się tego samego dnia w największych gazetach internetowych jak: Puls Biznesu, Rzeczpospolita, Gazeta.pl, Bankier.pl.

Gazeta.pl, Bankier.pl, Puls Biznesu, Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych, Samcik, Kuczyński, nawet wydawać by się mogło neutrealny stooq - wszyscy jak jeden mąż zaangażowali się w atak na Frankowiczów. Dlaczego atak? Z powodu braku obiektywizmu dziennikarskiego. W żadnym z wyżej wymienionych mediów nie dano możliwości, aby druga strona mogła przedstawić swoje argumenty. Wszystkie artykuły były jednostronne. W każdym z nich udowodniono, że Frankowicze to najbogatsza grupa społeczna, spekulanci z kasyna, na których musi zrzucić się cały kraj, każdy Polak zapłaci po sto kilkadziesiąt złotych. Frankowicze to spekulanci, to przecież oni wymyślili kredyty indeksowane. Wiarygodność tych mediów jest po prostu zerowa, a inteligentny czytelnik powinien sobie wyciągnąć odpowiednie wnioski.

Tyle krytykuje się Putina, że Rosję omamił, że sieje na świecie swoją propagandę. To co robią obecnie banki we współpracy z mediami, to kopia putinowskiego działania. Kiedyś Wyborcza promowała się hasłem: "Nam nie jest wszystko jedno". Dziś poziom tej gazety oraz innych mediów atakujących Frankowiczów sięgnął dna, a ich treść niczym nie różni się już od treści brukowców. Zastanawiające jest dlaczego nie wychwalają pod niebiosa Putina, on płaci całkiem sporo. Pewnie dlatego, że banki płacą więcej. Wyborcza może wystartować z nową kampanią: "Nam nie jest wszystko jedno - zawsze w służbie banksterom".

Nie widziałem do tej pory artykułu przedstawiającego eksporterów jak spekulantów. W momencie, gdy kurs złotówki względem Euro zbliża się do 4 zł, w mediach widzimy wręcz panikę, że polscy eksporterzy będą mieli ciężko, że eksport będzie mało opłacalny. Dlaczego nikt ich ie na nazywa wówczas po imieniu - spekulantami?

Oskarżycielski ton i poniżanie, szczególnie wydatny jest artykułach Samcika i Kuczńskiego - ludzi, którzy bez żadnych skrupułów obrażają setki tysięcy rodzin. Samcik, który na swoim blogu i w swoich interwencjach przedstawia się jako osoba, która walczy w imieniu klientów banków i broni ich interesów. Główne osiągnięcia Samcika, to "obrona" klientów banków w jakiś błahych przypadkach. Potrafi moralizować jakie banki są złe, gdy klient straci 5 zł. Ale gdy chodzi o działania bankowe niezgodne z prawem na dużą skalę - wówczas Samcik staje się wielkim obrońcą banków.
Kuczyński natomiast to były pracownik Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej. Okazało się, że WGI to była zorganizowana, finansowa grupa przestępcza. Tutaj można przeczytać jakie są efekty postępowania wobec tej grupy: http://wgospodarce.pl/opinie/2834-bezkarnosc-aferzystow-z-wgi-i-amber-gold, http://www.rp.pl/artykul/933693.html?print=tak&p=0

Kuczyński w środowisku finansowym uważany jest za pośmiewisko i tzw. anty-wzorzec inwestycyjny. Jedynym jego życiowym osiągnięciem jest komentowanie tego co się już wydarzyło.
Do antyfrankowiczowej koalicji przyłączyło się też Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych. W swoim żenującym liście http://www.sii.org.pl/static/img/009343/list-otwarty-stowarzyszenia-inwestoro--w-indywidualnych-do-polityko--w-rzeczpospolitej-polskiej.pdf grupka spekulantów próbuje udowodnić światu jak to cały kraj i wszyscy Polacy będą musieli zrzucić się na Frankowiczów. Ktoś, kto chce zawodowo zajmować się inwestowaniem, powinien wiedzieć, że na GPW istnieją instrumenty, które zabezpieczają przed spadkami. Poza tym inwestując w spółki giełdowe inwestor, a w zasadzie spekulant, powinien wiedzieć, że narażony jest na ryzyko nawet bankructwa spółki, co już niejednokrotnie miało miejsce. Kolejny argument przemawiający na niekorzyść listu z SII, to fakt, iż inwestycja w akcje ogranicza się do ryzyka straty całego kapitału, a w przypadku Frankowiczów straty mogą być nieograniczone.

To chyba za trudne do zrozumienia dla ekspertów z SII, że to banki skonstruowały te niebezpieczne instrumenty finansowe i wypuściły je na rynek. To zachłanność i krótkowzroczność takich spekulantów jak grupka z SII i ciągła presja na wyniki spowodowały, że banki przekroczyły niedozwoloną granicę. Teraz za to płacą. Ktoś kto chce dużo i szybko zarobić, tak jak banki na kredytach indeksowanych musi się liczyć też ze stratami. Musi się liczyć z tym, że pewnego dnia przyjdzie kres okradania obywateli poprzez stosowanie niedozwolonych klauzul w umowach. O tym nawet się nie zająknęli. Dziwne, że spekulanci z SII tego nie rozumieją.
Tu nasuwa się bardzo ważne pytanie. Dlaczego wraz z kredytami indeksowanymi, które mogą przynieść nieograniczone straty, banki nie oferowały ubezpieczenia od ryzyka kursowego? Przecież takie instrumenty na rynkach finansowych istnieją. W dzisiejszym świecie, gdzie można ubezpieczyć wszystko, takie posunięcie ze strony banków i KNF wygląda na celową zmowę. Klientom sprzedano ekstremalnie ryzykowne instrumenty bez możliwości jakiegokolwiek zabezpieczenia.

Skoro Frankowicze to spekulanci, to dlaczego nie dano im do podpisania dyrektywy MiFID (test adekwatności oceniający świadomość ryzyka), aby się upewnić, że usługa inwestycyjna lub instrument finansowy są dla nich adekwatne, tak jak ma to miejsce przed podpisaniem umowy w biurze maklerskim, zanim zacznie hadlować się akcjami bądź też innymi instrumentami finansowymi.

Banki w swojej bezczelności idą najdalej. Bo jak nazwać sytuację, kiedy na przykład bank Millennium wysyła do swoich klientów wiadomość, że w przypadku, gdy oprocentowanie kredytu klienta spadnie do wartości ujemnej, wówczas bank, w geście dobrej woli, będzie honorował to ujemne oprocentowanie tylko do końca 2015 roku. Równocześnie banki przedstawiają tzw. sześciopak - według banków pakiet pomocowy dla Frankowiczów. Jednym z punktów jest uwzględnienie ujemnego Liboru - czyli czegoś, co każdy kredytobiorca ma zapisane w swojej umowie. Oprocentowanie kredytu to: Libor + marża banku.
To kpina w żywe oczy, banki jako pakiet pomocy proponują przestrzeganie umowy!! I to nie do końca, przecież jasno Millennium dał znać, że uwzględni ujemne oprocentowanie (Libor + marża banku < 0) tylko do końca 2015 roku. Ciekawe jaka jest tego przyczyna. Przecież wszyscy obrońcy banków twierdzą, że banki miały franki, więc oznacza to, że pożyczają pieniądze na warunkach rynkowych, czyli z ujemnym Liborem.

Druga ciekwaostka. Resort finansów 28 kwietnia, sprzedał obligacje we frankach szwajcarskich z ujemną rentownością. Państwo polskie wyemitowało obligacje na kwotę 580 mln franków z rentownością -0,21 proc. Budżet państwa otrzyma o 3,7 mln franków szwajcarskich (ponad 14 mln zł) więcej niż odda za trzy lata, nie płacąc przy tym przez ten czas żadnych odsetek, w przypadku sprzedanych polskich obligacji. Czyli wychodzi na to, iż pożyczanie na ujemny procent, jest legalne, jeśli dotyczy to tylko naszego państwa.
Jakoś w tym przypadku nie jesteśmy bombardowani przez jakiś tam samcików czy kuczyńskich, Wyborczą i inne media, że to spekulacja, że ujemne oprocentowanie jest niedozwolone.

Któraś ze stron musiała popełnić przestępstwo, albo był to resort finansów, albo banki. Przyjmując zasadę, że państwo polskie musi trzymać się międzynarodowych standardów, wychodzi na to, iż banki weszły na przestępczą ścieżkę. Najgorsze w tym przypadku jest, to iż państwo same emitując obligacje frankowe pozwala na to, aby banki jednostronnie wprowadzały dowolną interpretację zapisów umowy. Przecież jest KNF, można nałożyć karę do 10% przychodów na bank, który łamie prawo, przecież można w końcu oskarżyć bankierów łamiących prawo i posłać ich do więzienia jak to się dzieje w krajach zachodnich.

Również dziwnym trafem nie widać codziennych protestów w mediach jeśli chodzi o dopłaty do programów MdM. Dlaczego Frankowicze, którzy wzięli na siebie ryzyko walutowe mają teraz spłacać czyjeś kredyty? Dlaczego rodzina z trójką dzieci mająca kredyt we frankach ma się dopłacać do 100-tysięcznej premii dla takiej samej rodziny, która bierze kredyt w programie MdM. Niech Frankowicze dostaną ulgę podatkową wykluczającą ich z tego chorego systemu. Nie dość, że wzięli na siebie ryzyko walutowe, spłacają kredyty złotówkowiczów, to jeszcze banki jednostronnie zinterpretowały umowy na swoją korzyść przy akceptacji państwa polskiego. Ciekawe ilu z dzisiejszych Frankowiczów zdecydowałoby się na kredyty indeksowane, gdy mieli możliwość skorzystania z oferty MdM, w której to cały kraj spłaca ich kredyty.

Gazeta.pl oraz Bankier ochoczo umieszczają pod każdym artykułem, który ma cokolwiek wspólnego z wyrazem frank, ich ulubiony filmik, jakoby to Frankowicze stanowili najbogatszą część społeczeństwa. Skoro tak, to Frankowicze najwięcej kwotowo dopłacają się do wszystkich przywilejów grup społecznych i w największej ilości spłacają kredyty innych osób w programach MdM. Wszyscy argumentują, że ustawa przegłosowana w obecnej postaci spowoduje zapaść państwa, mniejsze wpływy do budżetu. Skoro tak to widocznie dobrobyt tego kraju zależy tylko od Frankowiczów. W tej sytuacji aż dziw bierze, że tylko tyle osób wyjechało z tego kraju. Banki poniosą jednorazowe koszty, po prostu zarobią mniej w jednym roku. Pieniądze, które nie zostaną wytransferowane do zagranicznych spółek zostaną w kraju co napędzi popyt wewnętrzny. Wiele osób chciało by zmienić mieszkanie na większe ale w obecnej sytuacji za względu na zadłużenie jest to niemożliwe. Jestem wręcz przekonany, że sporo osób ma wolne środki, za które mogli by kupić większe mieszkania.

Okazuje się jednak, że mniejszy zysk banków jest nie do pomyślenia. Polska jest szczególnym krajem na tle całego świata pod względem zarobków w sektorze bankowym. Tylko u nas możliwa jest sytuacja, że przy najniższych stopach procentowych w historii sektor bankowy ma najlepsze wyniki w historii. Bankowcy z Polski powinni być nominowani do nagrody Nobla z dziedziny ekonomii. Im zawsze będzie się opłaciło przekupić parę gazet, paru sprzedajnych "dziennikarzy", nigdy nie zrezygnują nawet z grosza zysku, nawet w sytuacji gdyby miało to doprowadzić do śmierci wielu osób.

Paradoksalnie wybawieniem dla Frankowiczów jest wysoki kurs franka. Najlepiej 8 zł albo i więcej. W takiej sytuacji z większości Frankowiczów nie będzie co zbierać, banki które udzieliły kredytów indeksowanych staną na krawędzi bankructwa. Zapewne obecni obrońcy banków ponownie zaatakują Frankowiczów, że to ich wina a biednym bankom na ratunek muszą się zrzucić wszyscy Polacy. Bo przecież banki nie mogą upaść. Ale dziś nikt nie karze trzymać swoich oszczędności w casino-banks (bankach które udzieliły kredytów indeksowanych).
Można zawsze przenieść pieniądze do którego z banków, który nie udzielał kredytów indeksowanych. Mam nadzieję, że ci którzy tego nie zrobią i stracą pieniądze, zostaną nazwani przez dzisiejszych obrońców banków po imieniu - spekulantami.


Jeśli tę bitwę wygrają banki, droga do bezkarności zostanie otwarta na całego. Polisolokaty, opcje, franki - 3:0 dla banków. Bank nigdy nie przegrywa. Bank jest instytucją, która nigdy nie może mieć strat. Jeśli banki wygrają tym razem, to pójdą za ciosem. Ich bezkarność zostanie nagrodzona. Za chwilę wymyślą kolejne ciekawostki finansowe i wcisną je kolejnym "spekulantom" i jak zwykle tylko banki na tym zarobią.

 

Artykuł powstał na podstawie listu wysłanego przez czytelnika.