Jak rosną koszty życia w Polsce

Jak rosną koszty życia w Polsce

Według szacunków ministra finansów przedłużenie tzw. tarczy antyinflacyjnej o dwa miesiące spowoduje ubytek dochodów podatkowych o 4,8 mld zł. Można zatem szacować, że każdy miesiąc obowiązywania tego tymczasowego rozwiązania powiększa deficyt sektora finansów publicznych o ok. 2,6 mld zł, czyli o ponad 30 mld zł w skali roku (1 proc. PKB).


  • Inflacja w Polsce w październiku 2022 r. wyniosła 17,9 proc. W stosunku do poprzedniego miesiąca odnotowaliśmy wzrost o 1,8 proc. To najwyższa inflacja od grudnia 1996 r.
  • W latach 2022–2023 dodatkowe emerytury i świadczenia 500+ podniosły inflację w sumie o 1,1 pkt proc.
  • Podział płacy minimalnej w 2020 roku podniósł koszty życia o 0,07 proc.
  • Każdy 1 pkt proc. wzrostu inflacji to koszty życia wyższe o 500 zł rocznie.
  • Społeczna świadomość tego, że deficyt finansów publicznych, wynikający ze wzrostu wydatków państwa, podnosi koszty życia, jest mocno ograniczona.
  • 1500 zł rocznie – o tyle polityki socjalne podniosły koszty życia w Polsce.

Koszty życia

Koszty utrzymania gospodarstw domowych są jedną z najistotniejszych kwestii, które decydują o jakości naszego życia. Analiza porównawcza kosztów życia może bazować na różnych wskaźnikach. Wśród nich można wyróżnić zagregowane wskaźniki makroekonomiczne, które obrazują sytuację na poziomie całych gospodarek z perspektywy przeciętnego konsumenta, ale także wskaźniki, które uwzględniają często istotne różnice pomiędzy gospodarstwami domowymi lub osobami o różnych charakterystykach.

W ujęciu międzynarodowym, absolutne koszty życia są przeciętnie wyższe w krajach wysoko rozwiniętych, na przykład w większości krajów Europy Zachodniej, niż w krajach rozwijających się, czyli m.in. w Polsce i innych postsocjalistycznych krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Jednak wskazanie, że koszty życia np. w Niemczech czy w Wielkiej Brytanii są przeciętnie wyższe niż w Polsce, jest nie tylko mało odkrywcze, a przede wszystkim nic nie mówi o wysokości relatywnych kosztów życia, czyli poziomie tych kosztów po uwzględnieniu osiąganych dochodów. A przecież wiadomo, że przeciętny poziom dochodów osiągany przez mieszkańców w krajach wysokorozwiniętych jest wyższy niż w krajach doganiających.

Właściwym wskaźnikiem, który pozwala porównać koszty życia pomiędzy krajami, uwzględniając zarówno poziom osiąganych dochodów, jak i poziom cen, jest wielkość dochodu na mieszkańca z uwzględnieniem tzw. parytetu Przeciętny Polak w 2021 roku mógł za swoje dochody kupić jedynie 65 proc. towarów i usług, na które stać było przeciętnego mieszkańca Niemiec. Warsaw Enterprise Institute 9 siły nabywczej (PPS), czyli zróżnicowanego poziomu cen pomiędzy krajami. Policzony w ten sposób realny przeciętny poziom wydatków w Polsce w 2021 roku wynosił ok. 25 tys. euro, co stanowiło 65 proc. poziomu notowanego w Niemczech. Oznacza to, że uwzględniając różnice w poziomie cen, przeciętny Polak w 2021 roku mógł za swoje dochody kupić jedynie 65 proc. towarów i usług, na które stać było przeciętnego mieszkańca Niemiec.

Choć ten dystans dzielący Polskę od krajów wysokorozwiniętych jest wciąż znaczący, to jednak od wielu lat systematycznie się zmniejsza. W latach 2010– 2021 przeciętna wielkość realnych wydatków w Polsce z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej wzrosła blisko o 60 proc. wobec wzrostu o blisko 30 proc. w Niemczech. Pozwoliło to podwyższyć wysokość realnych wydatków gospodarstw domowych w Polsce z 53 proc. do 65 proc. poziomu notowanego u naszego zachodniego sąsiada.

poziom-pkb-na-mieszkanca-w-europie.png

Poziom PKB na mieszkańca według parytetu siły nabywczej (PPS) w 2010 i 2021 roku (tys euro).

Wpływ wydatków publicznych na inflację

 Istnieje silny bezpośredni związek pomiędzy skalą nadzwyczajnych wydatków publicznych i skalą wzrostu inflacji po 2019 roku. Ponadto, do wzrostu inflacji może przyczyniać się nie tylko krajowa ekspansja fiskalna, ale także wzrost wydatków fiskalnych notowany w krajach będących partnerami handlowymi.

Wielkość tego pośredniego oddziaływania zależy od skali międzynarodowych relacji handlowych. Przykładowo, według szacunków de Soyres i in. (2022) w USA aż 2,5 pkt proc. dodatkowej inflacji w 2021 roku wynika ze zwiększenia krajowych wydatków publicznych (ok. 20 proc. PKB), a dodatkowe ok. 0,5 pkt proc. inflacji z ekspansji fiskalnej w innych krajach, które zgłaszały dodatkowy popyt na dobra wytwarzane w USA.

Łącznie zatem aż 3 pkt proc. dodatkowej inflacji w USA można przypisać nadmiernie ekspansywnej polityce fiskalnej w kraju i za granicą. Według wyliczeń de Soyres i in. (2022) w krajach strefy euro, lokalna ekspansja fiskalna odpowiada za ok. 1,8 pkt proc. dodatkowej inflacji, a dodatkowe 0,8 pkt proc. inflacji pochodzi z ekspansji fiskalnej partnerów handlowych (łącznie 2,6 pkt proc.). Z kolei w gospodarkach rozwijających się, inflację podbitą przez krajową ekspansję fiskalną szacuje się na ok. 1,3 pkt proc. i dodatkowe ok. 0,3 pkt proc. z powodu ekspansji fiskalnej za granicą (łącznie 1,6 pkt proc.).

Znacznie mniejszy wzrost inflacji wynikający z ekspansji fiskalnej w krajach rozwijających się niż w gospodarkach rozwiniętych wynika przede wszystkim z tego, że w odpowiedzi na pandemię COVID-19 kraje biedniejsze miały mniejsze możliwości zadłużania się i zwyczajnie nie mogły silnie zwiększyć swoich wydatków publicznych. Niezwykle ciekawa jest analiza wpływu ekspansji fiskalnej na głównych partnerów handlowych USA. Otóż autorzy cytowanego badania szacują, że o ile nadzwyczajne wydatki publiczne w USA zwiększyły tamtejszą inflację o ok. 2,5 pkt proc., to jednocześnie – zwieszając popyt na dobra produkowane za granicą – przyczyniły się do podbicia inflacji w Kanadzie o 1,7 pkt proc, o prawie 0,5 pkt proc. w krajach rozwijających się i ok. 0,35 pkt proc. w krajach strefy euro.

Analizując wpływ krajowej ekspansji fiskalnej na wzrost inflacji, Banerjee i in. (2022) wskazują, że skala tego oddziaływania bardzo istotnie różni się od wyjściowego stanu polityki fiskalnej oraz od stopnia niezależności banku centralnego. Według ich szacunków, bazujących na analizie ponad 20 krajów rozwiniętych w okresie ostatnich 40 lat, wzrost deficytu finansów publicznych o 1 proc. PKB podnosi przeciętnie inflację o 0,1 pkt proc. w okresie kolejnych dwóch lat.

Jednak w gospodarkach, w których bank centralny może zgodnie z prawem finansować wydatki publiczne, a polityka fiskalna staje się ekspansywna, jeśli tylko pozwala na to sytuacja na rynku obligacji skarbowych, to wzrost deficytu o 1 proc. PKB prowadzi do podbicia inflacji aż o ok. 0,5 pkt proc., a zatem efekt ten jest aż 5-krotnie silniejszy niż przeciętnie w analizowanej próbie. Cytowana analiza pokazuje, że kontrolując wielkość ekspansji fiskalnej oraz wpływ pozostałych zmiennych makroekonomicznych, zasadniczą przyczyną zróżnicowanej skali wzrostu inflacji w krajach rozwiniętych po pandemii COVID-19 była jakość prowadzonej polityki fiskalnej, z kolei niezależność polityki monetarnej była istotna, ale w znacząco mniejszym stopniu. Autorzy pokazują, że w krajach wyróżniających się najmniejszą wiarygodnością polityki fiskalnej i przeciętną niezależnością banku centralnego, wzrost deficytu o 1 proc. PKB skutkuje wzrostem inflacji również o ok. 0,9 pkt proc.

Dla porównania, przy analogicznej skali pogorszenia stanu finansów publicznych, w krajach notujących przeciętną wiarygodność polityki fiskalnej, wzrost inflacji jest o połowę mniejszy (ok. 0,5 pkt proc.), a w krajach, które cechują się najwyższą wiarygodnością polityki fiskalnej, jest on aż czterokrotnie niższy (ok. 0,25 pkt proc.). Dla lepszego zrozumienia wpływu polityki fiskalnej na poziom inflacji i koszty życia gospodarstw domowych, warto wskazać kilka kluczowych kanałów tego oddziaływania:

  • Po pierwsze, na skutek podbitej inflacji, realne dochody beneficjentów transferów socjalnych rosną znacznie mniej, niż wynika to z ich nominalnej wysokości. Po prostu część tych dodatkowych dochodów zjada inflacja.
  • Po drugie, nierównowaga finansów publicznych, podbijając inflację, zwiększa koszty życia wszystkich gospodarstw domowych. Relatywny wzrost kosztów życia w stosunku do osiąganych dochodów oczywiście jest silniejszy w tych gospodarstwach domowych, które nie korzystają z dodatkowych świadczeń.
  • Po trzecie, obniżając wiarygodność finansów publicznych, zwiększony deficyt prowadzi do deprecjacji złotego. W efekcie, rosną koszty obsługi kredytów walutowych zaciągniętych przez gospodarstwa domowe, a zatem ich koszty życia. Dodatkowo rosną także krajowe ceny wszystkich dóbr z importu (np. samochodów) oraz dóbr, których wytworzenie wymaga znaczącego wykorzystania półproduktów z importu (np. paliw silnikowych).
  • Po czwarte, ekspansywna polityka fiskalna, sprzyjając wzrostowi cen, zmniejsza efektywność polityki pieniężnej w dbaniu o stabilny poziom złotego. To powoduje, że do zahamowania inflacji i sprowadzenia jej do celu inflacyjnego niezbędna jest bardziej restrykcyjna polityka pieniężna w porównaniu do sytuacji, w której rząd ograniczałby wydatki publiczne. W praktyce zatem, aby obniżyć inflację, Rada Polityki Pieniężnej w Polsce musi bardziej podwyższać poziom stóp procentowych i utrzymywać je na tym (Nie)oczywiste przyczyny rosnących kosztów życia w Polsce 17 podwyższonym poziomie przez dłuższy okres niż gdyby polityka fiskalna rządu była bardziej restrykcyjna. W efekcie wyższe stopy procentowe ustalane w Polsce podnoszą koszty życia gospodarstw domowych, które mają kredyty denominowane w złotym.
  • Po piąte, należy podkreślić, że wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych, który jest główną i najczęściej stosowaną miarą zmian kosztów życia gospodarstw domowych, nie uwzględnia zmian kosztów obsługi kredytów, które wynikają ze zmian stóp procentowych i zmian kursów wymiany złotego w przypadku kredytów walutowych.

Finanse publiczne a koszty życia

Źródło: WEI; Kanały oddziaływania stanu finansów publicznych na koszty życia gospodarstw domowych.

 Wypłata 13. lub 14. emerytury stanowi oczywisty wyłom w systemie emerytalnym, który zakłada, że wysokość otrzymywanych świadczeń emerytalnych jest determinowana przez wysokość wszystkich składek emerytalnych wpłaconych do systemu w całym okresie aktywności zawodowej oraz przez coroczną waloryzację już przyznanych emerytur. Dodatkowa wypłata świadczeń w postaci 13. lub 14. emerytury zwiększa dochody w gospodarstwach domowych emerytów, ale jednocześnie osłabia bodźce osób pracujących do wydłużania aktywności zawodowej w celu „wypracowania” przez nich wyższych emerytur. Jest to typowy „prezent” od polityków, którego koszty spadają na wszystkich podatników i konsumentów. Te koszty wynikają z dwóch elementów.

Po pierwsze, ponadprogramowe emerytury zwiększają wydatki publiczne, a tym samym także deficyt i dług finansów państwa, gdyż nie mają pokrycia w dodatkowych dochodach budżetu. Ten dług wraz z odsetkami trzeba będzie spłacić. Po drugie, wyższy deficyt i niska wiarygodność finansów publicznych podbijają inflację, a zatem podwyższają koszty życia wszystkich gospodarstw domowych. W efekcie, realna wysokość dodatkowych świadczeń emerytalnych, zarówno podstawowych, jak i tych dodatkowych, jest niższa, niż wynikałoby to z ich nominalnej wysokości. Co więcej, podbijając inflację, te dodatkowe świadczenia zmniejszają także realne dochody wszystkich pozostałych gospodarstw domowych.

W latach 2019–2020 wszyscy emeryci w Polsce otrzymali 13. emeryturę. Jednorazowy koszt takiego świadczenia wyniósł ok. 11–12 mld zł. W 2021 roku rządzący okazali się jeszcze bardziej hojni i wypłacili 13. i 14. emeryturę, które kosztowały ponad 23 mld zł. Również w 2022 roku rząd zwiększył dochody gospodarstw domowych emerytów, ponownie wypłacając im dwa dodatkowe świadczenia. Ich koszt wyniósł ponad 25 mld zł, czyli 0,8 proc. PKB. Rząd zapowiedział, że takie same prezenty wypłaci także w 2023 roku, kiedy planowane są wybory parlamentarne. Z pewnością dodatkowe świadczenia zwiększyły dochody do dyspozycji gospodarstw domowych emerytów, ale jednocześnie zwiększyły deficyt i dług publiczny, a tym samym podbiły także inflację. Drugim analizowanym wydatkiem, który w bezpośredni sposób zwiększa deficyt i dług finansów publicznych, jest powszechne świadczenie dla rodzin z dziećmi 500+.

Roczny koszt jego wypłaty to 41 mld zł, czyli 1,3 proc. PKB w warunkach 2022 roku. Istnieje wiele opracowań ilościowych, które analizują wpływ tego świadczenia na dzietność, czyli główny deklarowany cel tego świadczenia oraz na rynek pracy w Polsce (np. Magda i in., 2019). Z perspektyw czasu nie ma dowodów na to, aby świadczenie 500+ przyczyniło się do wzrostu dzietności, choć miało ono istotny wpływ na redukcję ubóstwa w rodzinach z dziećmi. Warto przy tym jednak podkreślić, że skala spadku ubóstwa jest mniejsza, niż można było oczekiwać na podstawie badań symulacyjnych (Brzeziński, Najsztub, 2017). Co więcej, wyniki cytowanego badania wskazują, że całkowite zniesienie skrajnego ubóstwa dzieci w Polsce można byłoby osiągnąć, wydając zaledwie 12 proc. obecnie wydawanej kwoty. Zatem blisko 90 proc. wydatków na świadczenie 500+ można uznać za czystą redystrybucję dochodów bez efektywnie określonego celu.

Bazując na wynikach przedstawionych wcześniej opracowań ilościowych, można szacować, że wypłata dwóch dodatkowych emerytur, zwiększając deficyt finansów publicznych, podbiła inflację w latach 2022–2023 o ok. 0,7 pkt proc. Z kolei wypłata „nieefektywnej” części świadczenia 500+ (36 mld zł, czyli 88 proc. z 41 mld zł) zwiększyła inflację o dodatkowe 1,1 pkt proc. Bezpośredni efekt inflacyjny tylko tych dwóch rodzajów wydatków publicznych wynosi zatem 1,8 pkt proc. Szacunek ten powinien być dodatkowo powiększony o wpływ obserwowanej nierównowagi finansów publicznych, m.in. z powodu rozdętych wydatków, na osłabienie złotego względem walut obcych. W tym miejscu trzeba wyraźnie podkreślić, że zwiększone wydatki i niska wiarygodność polityki fiskalnej w Polsce nie są wyłącznymi czynnikami, który przyczyniły się do deprecjacji złotego od pandemii COVID-19.

Należą do nich z pewnością m.in. konflikt prawny polskiego rządu z Komisją Europejską dotyczący wymiaru sprawiedliwości czy blokada wypłaty środków z Krajowego Programu Odbudowy. Choć oddzielenie wpływu czynników czysto politycznych i nierównowagi fiskalnej na kurs złotego nie jest możliwy, to ostrożnie można przyjąć, że z ok. 10 proc. deprecjacji złotego w ostatnich 2 latach, około połowa wynika wyłącznie z nadmiernie ekspansywnej polityki fiskalnej. Biorąc pod uwagę szacunki NBP dotyczące oddziaływania deprecjacji złotego na inflację, można szacować, że pośredni wpływ ekspansji fiskalnej na inflację poprzez kanał kursu walutowego to dodatkowe ok. 0,4 pkt proc. wyższego tempa wzrostu cen. Łączny efekt nadmiernych wydatków publicznych z tytułu niskiej wiarygodności polityki fiskalnej i związanej z tym deprecjacji złotego można zatem szacować na 2,2 pkt proc. inflacji.

Nadmierny wzrost płacy minimalnej

Podwyższanie płacy minimalnej jest często stosowanym przez polityków narzędziem, które ma na celu wzrost dochodów gospodarstw domowych osób o niskich kwalifikacjach zawodowych. Debata publiczna bardzo często koncentruje się na tym, czy i w jakim stopniu administracyjne podwyższanie najniższych wynagrodzeń oddziałuje na wielkość zatrudnienia. Warto odnotować, że na ekonomiczne konsekwencje wzrostu płacy minimalnej można i warto spojrzeć szerze, a także uwzględnić jej wpływ na poziom cen, a zatem koszty życia.

Nadmierny wzrost płacy minimalnej, obniżając marże osiągane przez przedsiębiorców, może prowadzić do wzrostu cen, szczególnie tych dóbr, których wytwarzanie angażuje ponadprzeciętną liczbę pracowników o relatywnie niskich kwalifikacjach zawodowych. Dotyczy to m.in. wielu usług, takich jak piekarnictwo czy gastronomia. Mimo że wielu komentatorów i analityków wyraża pogląd, że nadmierny wzrost płacy minimalnej nie hamuje wzrostu liczby pracujących, to jednak wnioski z badań empirycznych wskazują, że ten negatywny efekt występuje i jest szczególnie duży w przypadku osób młodych i pracowników o niskich kwalifikacjach zawodowych. Prowadząc do redukcji miejsc pracy, nadmierny wzrost płacy minimalnej nie jest właściwą odpowiedzią rządzących na rosnące koszty życia.

Dla części pracowników, którzy utrzymają zatrudnienie po administracyjnym wzroście płacy minimalnej, taka decyzja władz może być odbierana pozytywnie, gdyż prowadzi do wzrostu ilości dóbr, które mogą kupić. W ich przypadku relatywne koszty życia ulegną poprawie. Analizując skutki wzrostu płacy minimalnej, należy pamiętać jednak również o wielu innych osobach, które w wyniku wzrostu najniższego wynagroszenia stracą pracę, pozostaną bezrobotne lub nieaktywne zawodowo, gdyż pracodawcy będą tworzyć mniej nowych miejsc pracy.

Te negatywne skutki płacy minimalnej będą koncentrować się w szczególności na osobach o najniższych dochodach. W analizie zjawisk zachodzących w gospodarce bardzo często ważniejsze i bardziej interesujące jest nie to, co łatwo zobaczyć lub czym można się pochwalić, ale to, co jest trudniej dostrzec i co nie jest uwypuklane. Oceniając wpływ płacy minimalnej na rynek pracy, warto wziąć pod uwagę nie tylko skutki bezpośrednie, ale również takie, których oddziaływania nie widać na pierwszy rzut oka lub w których przypadku oddziaływanie to jest odłożone w czasie:

  • Wzrost najniższych płac, hamując popyt na pracowników wchodzących na rynek pracy i posiadających niewielkie kompetencje, utrudnia im znalezienie pracy i zdobywanie doświadczenia. W efekcie częściej doświadczają oni bezrobocia na samym starcie kariery zawodowej. Co ważne, w świetle badań te negatywne skutki są widoczne także w długim okresie – z powodu krótszego doświadczenia zawodowego nawet po kilku latach zarabiają oni mniej niż osoby, które szybciej weszły na rynek pracy.
  • Nadmierny wzrost płacy minimalnej zwiększa ceny usług, których popyt cechuje się małą wrażliwością na zmiany cen (np. usługi świadczone lokalnie). Bardzo często ten dodatkowy koszt jest ponoszony ponadprzeciętnie przez osoby, których wynagrodzenia wzrosły na skutek administracyjnego podwyższenia płacy minimalnej, gdyż przeznaczają większą część swoich zarobków na bieżącą konsumpcję, niż ma to miejsce wśród osób o wyższych dochodach.
  • Szybki wzrost najniższego wynagrodzenia w danym kraju obniża konkurencyjność dóbr produkowanych na eksport, a także osłabia bodźce do lokowania inwestycji zagranicznych w tym kraju. To natomiast osłabia tempo wzrostu PKB i popyt na pracę, w pierwszej kolejności wśród osób o najniższych kwalifikacjach, które na krótką metę ulegają ułudzie polityki szybkiego wzrostu płacy minimalnej. To klasyczny przykład, kiedy krótkookresowe korzyści nie prowadzą do długofalowych zysków. Wzrost płacy minimalnej, analogicznie jak w przypadku dodatkowych emerytur czy powszechnych świadczeń wychowawczych 500+, jest przedstawiany przez polityków jako prezent, który podnosząc dochody osób o najniższych wynagrodzeniach, ma zmniejszyć ich relatywne koszty życia.

Nadmierny wzrost płacy minimalnej najczęściej przynosi jednak odwrotne efekty od tych, które wynikają z oficjalnej narracji władz. Ponownie, politycy uwielbiają uwypuklać to, kto na ich decyzji skorzysta, natomiast pomijają to, kto na tym traci. Płaca minimalna nie jest dobrym narzędziem do trwałego podnoszenia dochodów i obniżania relatywnych kosztów życia. Jej wzrost może być pozytywny, ale tylko dla tych osób, które utrzymają zatrudnienie. Jest natomiast niedźwiedzią przysługą dla tych osób, które na skutek administracyjnego podwyższenia kosztów pracy stracą zatrudnienie lub nie będą mogły wejść na rynek pracy, bo będzie powstawało zbyt mało wakatów. Tymczasem w Polsce w ostatnich latach skala podwyższania płacy minimalnej była jedną z silniejszych w UE. W latach 2018–2020 relacja płacy minimalnej do przeciętnego wynagrodzenia wzrosła z 46 proc. do 50 proc. i tym samym stała się jedną z najwyższych w całej UE.

Płaca minimalna jako procent wynagrodzenia

Płaca minimalna jako procent przeciętnego wynagrodzenia w krajach UE w 2020 roku

Tarcza antyinflacyjna

 W ramach działań osłonowych dla gospodarstw domowych, rząd w 2022 roku wprowadził szereg zmian polegających na tymczasowym obniżeniu wysokości podatku VAT lub akcyzy. Ta tzw. tarcza antyinflacyjna miała początkowo obowiązywać do końca lipca 2022 roku, potem przedłużono ją do końca października, a ostatnio do końca grudnia 2022 roku.

Choć jej wprowadzenie w życie obniżyło skokowo ceny części dóbr, to jednak nie można oczekiwać, że może to być narzędzie do trwałego obniżenia inflacji. Przede wszystkim tarcza antyinflacyjna jest z założenia rozwiązaniem tymczasowym. Nawet jeśli czasowo redukuje ona poziom cen pewnych dóbr, to racjonalnie postępujące gospodarstwa domowe wiedzą, że w niedługim horyzoncie ceny tych dóbr ponownie wzrosną. Jeśli obniżce podatków nie towarzyszy proporcjonalne trwałe obniżenie wydatków publicznych, to tarcze antyinflacyjne są de facto formą tymczasowej ekspansji fiskalnej. Powodują bowiem, że dotychczasowe wydatki publiczne nie ulegają zmianie, ale – z powodu niższych cen – rosną wydatki gospodarstw domowych. Tarcza antyinflacyjna stymuluje popyt w gospodarce, a zatem działa dokładnie w przeciwną stronę niż należałoby tego oczekiwać od antyinflacyjnej polityki gospodarczej.

Jak podkreślaliśmy w poprzednich sekcjach raportu, to właśnie nadmierny popyt, szczególnie ze strony polityki fiskalnej, jest jedną z głównych przyczyn obserwowanego obecnie odbicia inflacyjnego w Polsce i na świecie. Ponownie można tutaj przywołać słowa Miltona Friedmana o tym, że w gospodarce nie ma darmowych obiadów. Po pierwsze, ubytek dochodów spowodowany wprowadzeniem tarczy antyinflacyjnej w Polsce podbija zagregowany popyt, a w efekcie zwiększa inflację.

Tymczasowe obniżki podatków mogą być narzędziem zwiększającym popyt, szczególnie w sytuacji recesji, a nie sposobem ograniczania inflacji, zwłaszcza w okresie przegrzania koniunktury. Po drugie, osłabiając antyinflacyjne efekty podwyżek stóp procentowych NBP, tarcza antyinflacyjna zmniejsza efektywność polityki pieniężnej w Polsce. W efekcie, sprowadzenie inflacji do celu NBP będzie wymagało silniejszego podwyższenia stóp procentowych i utrzymania ich na podwyższonym poziomie przez dłuższy okres w porównaniu do sytuacji, gdyby polityka fiskalna była mniej ekspansywna. Chcąc przejściowo łagodzić wzrost kosztów życia, tzw. tarcze antyinflacyjne zwiększają zatem koszty utrzymania szczególnie tych gospodarstw domowych, które mają kredyty i to niezależnie od tego, w jakiej walucie są denominowane te zobowiązania.

W przypadku kredytów zaciągniętych w złotym, gospodarstwa domowe płacą wyższe odsetki z powodu wzrostu stóp procentowych, z kolei w przypadku kredytów walutowych wyższy koszt wynika z tego, że tarcze antyinflacyjne – zwiększając deficyt sektora finansów publicznych – przyczyniają się do osłabienia złotego. Według szacunków ministra finansów przedłużenie tzw. tarczy antyinflacyjnej o dwa miesiące spowoduje ubytek dochodów podatkowych o 4,8 mld zł i akcyzy o ok. 0,5 mld zł1 .

Można zatem szacować, że każdy miesiąc obowiązywania tego tymczasowego rozwiązania powiększa deficyt sektora finansów publicznych o ok. 2,6 mld zł, czyli o ponad 30 mld zł w skali roku (1 proc. PKB). Jeśli tarcza będzie ograniczona w przyszłym roku, to gospodarstwa domowe odczują wyższe koszty życia co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, cofnięcie tarczy spowoduje skokowy wzrost inflacji. Po drugie, ścieżka inflacji będzie wyższa ze względu na zwiększony deficyt sektora finansów publicznych.

Po trzecie, w kierunku wyższej inflacji będzie oddziaływał także niski kurs złotego z powodu obniżonej wiarygodności polityki fiskalnej. Rząd planuje wycofać się od początku 2023 roku z tzw. obniżek podatków i akcyzy na wybrane dobra, gdyż nie towarzyszyło temu proporcjonalne obniżenie wydatków publicznych. Z perspektywy czynników kształtujących ceny, mieliśmy zatem najpierw do czynienia z przejściową redukcją obciążeń, która obniżyła ceny wybranych dóbr, ale jednocześnie podbiła zagregowany popyt i inflację. Teraz z kolei, po wycofaniu się z traczy, ceny części wcześniej obniżonych dóbr wzrosną.

Można szacować, że jednorazowy bezpośredni efekt wycofania się z tarczy może podbić roczny wskaźnik inflacji nawet o ok. 2–3 pkt proc. Do tego mogą dojść efekty wtórne wynikające z przenoszenia wyższych cen paliw na ceny pozostałych dóbr.

Rynek nieruchomości

Bezpośrednią konsekwencją podwyżek stóp procentowych NBP w Polsce rozpoczętych pod koniec 2021 roku był wzrost kosztów obsługi kredytów hipotecznych oraz spadek zdolności kredytowej gospodarstw domowych. Wiele rodzin, które wcześniej planowały zakup własnego mieszkania, musiało odłożyć decyzję o kupnie mieszkania na bliżej nieokreśloną przyszłość. Silnemu spadkowi popytu na własne mieszkania towarzyszył jednak wzrost zainteresowania wynajmem, przez co ich ceny zaczęły silnie rosnąć. Na tę sytuację nałożył się silny wzrost popytu na wynajem mieszkań ze strony Ukraińców, którzy uciekali przed wojną po zbrojnej agresji Rosji na ich kraj. Łącznym efektem tych dwóch zjawisk było znaczące przyspieszenie cen wynajmu mieszkań w Polsce szczególnie od marca 2022 roku. Przykładowo, w ciągu roku do września 2022 r. średnia ofertowa cena wynajmu mieszkania do 38 m2 w Warszawie wzrosła o 34 proc., w Krakowie o 44 proc. W przypadku mieszkań o powierzchni od 60 do 90 m2 ceny wynajmu zwiększyły się o 30 proc. w Warszawie, a w innych głównych miastach o ponad 40 proc.

Ceny ofertowe wynajmu mieszkań w wybranych miastach w Polsce

Źródło: Ofertodom za: bankier.pl. Ceny ofertowe wynajmu mieszkań w wybranych miastach w Polsce.

Według danych Eurostatu jedynie ok. 5 proc. gospodarstw domowych mieszka w wynajmowanym mieszkaniu, podczas gdy np. w Holandii jest to ok. 30 proc., a w Niemczech aż 40 proc. Mało rozwinięty rynek wynajmu mieszkań jest charakterystyczny nie tylko dla Polski, ale także dla innych nowych krajów członkowskich UE. Ponieważ w Polsce większość gospodarstw domowych mieszka w lokalach, które są ich własnością, udział wydatków na wynajem mieszkania w koszyku inflacyjnym jest niski. Według Eurostatu w 2022 roku wynosi zaledwie 1 proc. wydatków, bo na wynajem przeciętnie przeznaczamy znikomą część naszych wydatków. Dla porównania, w Holandii i w Niemczech udział kosztów wynajmu we wskaźniku inflacyjnym wynosi odpowiednio 9 proc. i 13 proc. W efekcie, wysokie ceny najmu w Polsce nie podbijają znacząco inflacji, a na pewno mniej niż w wielu krajach Europy Zachodniej. Koszty te stanowią jednak istotne obciążenie dla pewnych grup gospodarstw domowych, głównie osób młodych, które przeprowadzają się do dużych miast w celu poszukiwania pracy i osób studiujących poza miejscem zamieszkania rodziców. W ich przypadku obserwowany 30–40 proc. wzrost cen wynajmu na pewno podnosi koszty życia. Oprócz zwiększonego popytu, wysoki wzrost cen wynajmu mieszkań w Polsce ma również swoje przyczyny w regulacjach, które ograniczają rozwój rynku mieszkań na wynajem.

  • Po pierwsze, kształtowanie cen wynajmu przez właścicieli jest określone ustawą. I tak zmiana wysokości czynszu jest możliwa nie częściej niż raz na pół roku, a okres wypowiedzenia wcześniejszych warunków wynosi 3 miesiące.
  • Po drugie, w przypadku chęci zmiany wysokości ceny wynajmu, lokatorzy mieszkania mogą żądać od właścicieli pisemnego uzasadnienia podwyżki. Z kolei właściciele mogą uzasadniać zmiany cen wynajmu podwyższoną inflacją lub podwyższonymi ratami kredytu.
  • Po trzecie, chcąc zabezpieczyć się przed nierzetelnym najemcą, właściciele mieszkań mogą stosować tzw. umowę najmu okazjonalnego, w której najemca zobowiązuje się do egzekucji komorniczej i do opuszczenia zajmowanego mieszkania w przypadku niewywiązywania się z zawartej umowy. Ważne jest jednak to, że taka umowa musi być zawarta w formie aktu notarialnego, co podwyższa koszty zawierania transakcji.
  • Po czwarte, ceny sprzedaży, ale również wynajmu mieszkań, zależą od ich podaży nowych nieruchomości. Ta z kolei jest hamowana przez wciąż niskie pokrycie dużych miast planami zagospodarowania przestrzennego i niską podaż gruntów pod budowę.
  • Po piąte, pomimo długoletniej dyskusji wciąż nie zostały wprowadzone do polskiego porządku prawnego regulacje dotyczące funkcjonowania wyspecjalizowanych funduszy inwestujących w nieruchomości, czyli tzw. REIT-ów.
  • Po szóste, istotną barierą dla rozwoju rynku mieszkań na wynajem jest wciąż restrykcyjna ustawa o ochronie lokatorów. Zgodnie z jej zapisami, nawet jeśli najemca nie płaci za wynajem, nie można go eksmitować bez zapewnienia lokalu zastępczego: socjalnego lub tymczasowego. Takie lokale powinna zapewniać gmina, jednak w praktyce dostępność tego typu lokali jest bardzo ograniczona. Jeśli gmina nie zapewni lokalu dla eksmitowanego lokatora, wówczas właścicielowi przysługuje roszczenie odszkodowawcze wobec gminy.
  • Po siódme, podobnie jak we wszystkich innych dziedzinach życia gospodarczego, koszty wynajmu mieszkań są podbijane przez ryzyko prawne wynikające z długotrwałych procesów dochodzenia swoich roszczeń przez strony kontraktu w sądach. Cuerpo i in. (2014) wskazują, że przyspieszenie procesu rozstrzygania sporów w drodze sądowej jest jedną z kluczowych barier dla rozwoju efektywnego rynku mieszkań na wynajem.

Ile kosztuje inflacja?

 Pytanie o to, ile kosztuje nas inflacja, jest zasadnicze z punktu widzenia jej wpływu na koszty życia. Inflacja jest rodzajem podatku, który na skutek ekspansywnej polityki gospodarczej władze nakładają na swoich obywateli bez bezpośredniego angażowania parlamentu. Publikowane wskaźniki inflacji w ujęciu procentowym obrazują, jaka część naszych dochodów jest zabierana przez ten szczególny podatek.

Przeciętny poziom miesięcznych wynagrodzeń brutto w gospodarce narodowej w Polsce w 2021 roku wynosił 5683 zł. W warunkach 2022 r., tj. z uwzględnieniem zmian wprowadzonych w ramach tzw. Nowego Ładu, miesięczne dochody na rękę takiej osoby wynosiły ok. 4200 zł. Biorąc pod uwagę podwyższony poziom cen w 2022 roku, możemy założyć, że przeciętnie całkowity dochód jest przeznaczany na konsumpcję, czyli gospodarstwa domowe nie powiększają oszczędności.

Wówczas każdy 1 pkt proc. rocznej inflacji podnosił średnio miesięczne koszty życia o 42 zł, czyli aż o ponad 500 zł w skali roku. Można przyjąć, że rząd i bank centralny nie mają bezpośredniego wpływu na kształtowanie się cen paliw i żywności, zatem nawet przy możliwie zapobiegawczej i wiarygodnej polityce gospodarczej, inflacja w Polsce w 2022 roku nie byłaby oczywiście zerowa, ale z pewnością poziom inflacji bazowej, czyli inflacji po wyłączeniu cen tych dwóch kategorii, mógłby być znacząco niższy Spróbujmy podsumować przedstawione wcześniej wnioski na temat wpływu ekspansji fiskalnej i regulacji dotyczącej płacy minimalnej na inflację.

Według tego szacunku, łączny efekt nadmiernych wydatków publicznych i niskiej wiarygodności polityki fiskalnej, powodującej deprecjację złotego, podbił inflację o ok. 2,2 pkt proc. Dodatkowy wpływ nadmiernego wzrostu płacy minimalnej na inflację został oszacowany na ok. 0,7 pkt proc. Łącznie daje to inflację wyższą o blisko 3,0 pkt proc. A zatem bezpośrednią konsekwencją analizowanych działań władz dla przeciętnego pracownika jest wzrost kosztów życia w tym roku o ok. 1500 zł.

Źródło: WEI

INFORMACJE O MARCE

Warsaw Enterprise Institute koncentruje się na czterech obszarach kluczowych dla otoczenia biznesowego i poprawy dobrobytu Polski: Państwa i Prawa, Bezpieczeństwa, Gospodarki, Demografii.
WEI prowadzi badania, analizy, projekty edukacyjne, publikuje komentarze, stanowiska, memoranda oraz raporty. Przygotowuje rozwiązania zarówno dla instytucji państwowych, jak i niezależnych podmiotów społecznych czy komercyjnych.
WEI jest wyłącznym polskim partnerem światowego raportu o wolności gospodarczej The Heritage Foundation i Wall Street Journal.