Bonanza dla analityków i satyryków

 Bonanza dla analityków i satyryków

Pomimo okresu urlopowego wzbiera fala analiz możliwych kosztów Brexitu. Po wystąpieniach Donalda Trumpa oraz Hilary Clinton w pierwszej części mijającego tygodnia eksperci ostro przyglądają się także pomysłom na gospodarkę kandydatów na nowego prezydenta USA.


Think-tank Center for Economic Policy Research zamieszcza kilka analiz i recept co jest najlepsze dla brytyjskiej gospodarki. Wśród autorów panuje generalne przekonanie, że najlepszy byłby model Europejskiego Obszaru Gospodarczego (EEA), a w każdym razie utrzymanie dostępu do wspólnego rynku – uważa prof. Kevin O’Rourke z Oxfordu. Może konieczne będzie tymczasowe utrzymanie status-quo umów handlowych – to już opinia profesorów Jima Rollo, Alana Wintersa, ale przy zawieraniu nowych umów musi panować zdrowy rozsądek (choć wskazania te profesor jeden z autorów nazwał szumnie Dziesięcioma Przykazaniami niezależnej polityki handlowej Wielkiej Brytanii).

Wyróżnia się analiza Nicholasa Craftsa z uniwersytetu w Warwick, który rozważając ile Brexit może kosztować brytyjską gospodarkę sięga do historycznych danych ile Brytania zyskała na wejściu do Unii Europejskiej i konkluduje, że to wadliwa polityka podaży i popytu Westminsteru a nie Brukseli hamuje brytyjską gospodarkę. Dobrą też analizę tego na czym stoi brytyjski sektor finansowy, czyli londyńskie City, przedstawiają Patricia Jackson z Atom Bank i Michael McMahon z uniwersytetu w Warwick podkreślając, że dla utrzymania pozycji lidera Brytania musi pozostawić otwarte drzwi dla wysoko kwalifikowanych pracowników z całego świata.

Propozycje jakie republikański kandydat na stanowisko prezydenta USA Donald Trump przedstawił w minionym tygodniu, zdaniem wielu komentatorów nie sumują się (podatki i wydatki), są wewnętrznie sprzeczne (na temat regulacji) i częściowo sprzeczne z polityką Republikanów (handel międzynarodowy). Niespójności i niejasności dały asumpt dla twierdzeń, że nie jest to w ogóle plan, a jeśli już to pełen dziur. W cięciach podatkowych Trump utemperował swoje początkowe zapędy, czyniąc je bardziej zbieżnie z ideami Republikanów, ale wciąż jeśli byłyby one wprowadzone, powiększyłyby deficyt budżetowy. Nie sumuje się to z równoczesnymi obietnicami Trumpa, iż zmniejszy deficyt. Jak dotąd kandydat nie wyjaśnił jak zamierza pogodzić obie obietnice.

Największe zdumienie ekspertów wzbudza stanowisko kandydata na temat regulacji. Z jednej strony Trump obiecuje olbrzymie deregulacje w każdej dziedzinie, a przede wszystkim w sektorze finansowym (wycofanie reform wprowadzonych ustawą Dodda-Franka po kryzysie 2008 r.), a jednocześnie chce przywrócenia regulacji, która przez 60 lat pętała ten sektor – ustawy Glassa-Steagalla zniesionej niespełna 20 lat temu. Ustawa ta rozdzielała banki komercyjne od inwestycyjnych, nie pozwalając komercyjnym na inwestycje w ryzykowne instrumenty finansowe.

Wreszcie sfera handlu zagranicznego – jedyne co wiadomo, to to że kandydat jest nadal „przeciw” złym, natomiast „za” dobrymi umowami. Szczegółów, a nawet drogowskazów tymczasem brak.

W gąszczu komentarzy zasługuje na uwagę głos Petera Wallisona z American Enterprise Institute, który wbrew wszystkim innym pisze – „jeśli uważacie, że prezydent Trump nie będzie w stanie powstrzymać regulacji Dodda-Franka, pomyślcie jeszcze raz!”. Są oczywiście także entuzjaści planów kandydata Republikanów.

Hillary Clinton, kandydatka z ramienia Demokratów, omawiając dwa dni później swój program wskazała, że projekty cięć podatkowych Trumpa przyniosłyby ulgi najbogatszym i służyłyby przedsiębiorstwom samego Trumpa. Plan Clinton jest taki jak był zapowiadany wcześniej z jedną tylko zmianą – kandydatka Demokratów zapowiedziała, że ma wątpliwości wobec Trans-Pacyficznego Partnerstwa o wolnym handlu negocjowane pomiędzy 12 krajami, które prezydent Obama chce uczynić jednym ze swoich koronnych osiągnięć w polityce zagranicznej. Eksperci najczęściej przychylają się do opinii, że wolny handel poprawia warunki ekonomiczne na całym świecie. Dlatego stanowisko Clinton o Porozumienia Pacyficznym wielu zaskoczyło.

Clinton nie odpowiedziała natomiast na wezwanie Paula Krugmana do zwiększenia zadłużeniu rządu. Krugman, znany z keynesowskiego nastawienia, kilka dni wcześniej nawoływał do uruchomienia koniecznych w USA programów infrastrukturalnych. Jego zdaniem przy obecnych niskich stopach procentowych jest to idealny moment dla rządu aby „pożyczać i inwestować” i przyspieszyć w taki sposób wzrost gospodarki.Clinton nie odpowiedziała natomiast na wezwanie Paula Krugmana do zwiększenia zadłużeniu rządu. Krugman, znany z keynesowskiego nastawienia, kilka dni wcześniej nawoływał do uruchomienia koniecznych w USA programów infrastrukturalnych. Jego zdaniem przy obecnych niskich stopach procentowych jest to idealny moment dla rządu aby „pożyczać i inwestować” i przyspieszyć w taki sposób wzrost gospodarki.

W kontekście przyszłości porozumień handlowych ciekawie wygląda opinia „szkoły moskiewskiej”. Vladimir Popow z Centralnego Instytutu Ekonomiczno-Matematycznego w Moskwie oraz Jomo Kwame Sundaram, dyrektor ds. ekonomicznych i rozwoju społecznego w Organizacji Żywności i Rolnictwa przy ONZ twierdzą, że wolny handel przynosi coraz mniejsze zyski przeciętnemu mieszkańcowi kraju, który w takim handlu uczestniczy Jednocześnie przyznają, że jeśli wolny handel będzie ograniczony, sytuacja takiego mieszkańca jedynie się pogorszy.

W kontekście niejasności i sporów o międzynarodowy handel – publicysta Bloomberga przypomina, że dla osiągania korzyści konieczna jest podstawowa zasada wzajemności Konfucjusza. Autor dedykuje swój komentarz Chinom albowiem – jak pisze – coraz więcej chińskich firm korzysta z liberalnej polityki Stanów Zjednoczonych, które otworzyły swój rynek, natomiast amerykańskie, i generalnie zachodnie firmy w Chinach napotykają głównie zakazy i bariery dla swojej działalności. Są to podwójne standardy. Dlatego Zachód powinien pamiętać, że Chiny angażują się w globalny system gospodarczy, ale bez poczucia obowiązku przestrzegania norm tego systemu.

Ben Bernanke, były szef Rezerwy Federalnej, który nadzorował program luzowania polityki pieniężnej wyjaśnia zachodzące zmiany w sposobie „myślenia” Fed. Są one spowodowane świadomością, że prognozy w ostatnich latach okazały się błędne. Bernanke wskazuje zmiany w sposobie szacowania trzech zmiennych – potencjalnego wzrostu produktu krajowego, stopy bezrobocia i zatrudnienia oraz oprocentowania federalnych funduszy. Wszystkie szacunki w minionych 12 miesiącach zostały zrewidowane w dół. Stąd „gołębie” stanowisko Rezerwy wobec pytania o podniesienie stóp procentowych.

Wobec trudności przewidywania rozwoju gospodarczego pojawiła się kolejna idea jak poprawić trafność takich prognoz. Paolo Mauro z Peterson Institute for International Economics proponuje (i bardziej szczegółowo objaśnia) nową metodę przewidywania przyszłych wskaźników zadłużenia w relacji do PKB. Tradycyjnie stosowana metoda jest zaczerpnięta z księgowości i opiera się na analizie historycznych danych. Nie bierze jednak adekwatnie pod uwagę roli wzrostu ekonomicznego, który zdaniem wielu wpływa na wielkość podstawowej nadwyżki finansowej. Mauro uważa, że nadwyżka ta wręcz zależy od wskaźnika wzrostu i ilustruje przykładami Irlandii i Włoch, że różnica w obu metodach prognozowania może wynosić nawet 50 procent.

Tymczasem program poluzowania ilościowego wartości 1,7 biliona euro, jaki od czerwca prowadzi Europejski Bank Centralny skupując obligacje przyniósł ulgę Hiszpanii. Po raz pierwszy od kwietnia 2015 r. w Hiszpanii zmniejszyła się rozpiętość rentowności pomiędzy 2 i 30-letnimi rządowymi obligacjami. Oznacza to że podniosło się zapotrzebowanie na długoterminowe lokaty, czyli podniosła się ufność w stabilizację polityczno-gospodarczą w Hiszpanii. Na razie podniosła się. W całej strefie euro ponad połowa wszystkich obligacji jakie należą do indeksu Bloomberga o wartości 6,4 biliona euro, ma obecnie ujemną rentowność.

Anna Wielopolska
Źródło: Obserwator Finansowy
Obserwator Finansowy